Nie żyje górnik zasypany w wyniku wstrząsów w kopalni KGHM Polkowice-Sieroszowice. Z uwięzionym sztygarem nie było kontaktu. Ratownicy dotarli do ciała mężczyzny kilkanaście minut po godzinie dziewiątej.
Pierwsze informacje o wypadku spłynęły na skrzynkę mailową Kontaktu 24. Redakcję zaalarmował @Tomasz.
Do wypadku doszło nad ranem, rannych zostało dziewięć osób. Stan jednego z górników jest poważny.
"Okoliczności tąpnięcia będzie wyjaśniać prokuratura" - mówiła na antenie TVN 24 reporterka Sylwia Walendowska.
Pierwszy wstrząs pojawił się tuż przed godziną 3. Kolejny 2 minuty później. Miały siłę ponad 4 stopni Richtera. "W efekcie doszło do osypania skał" - mówił Wyborski. "Do jednego poszkodowanego sztygara jeszcze nie dotarliśmy, co gorsza nie ma z nim kontaktu" - mówił rzecznik. Ratownikom udało się jednak ustalić miejsce w którym znajdował sie górnik.
"Skały fruwają jak odłamki"
"Taki wstrząs możemy porównać do małego wybuchu pod ziemią" - tłumaczy rzecznik. "Skały fruwają jak odłamki. Jeżeli mamy poziom wydobycia tysiąc metrów pod ziemią, to tak jakby kilometr skał próbował 'zamknąć' to co do tej pory wydrążyliśmy. I mimo zabezpieczeń, ta ziemia powoduje naprężenia i one muszą znaleźć swoje ujście. Wtedy dochodzi do wstrząsów" - dodaje.
W rejonie wstrząsu znajdowało się 14 górników. Dziewięciu zostało rannych. Czterech z nich trafiło do szpitala w Głogowie. Według zapewnień dyrekcji placówki – są przytomni, ich stan jest stabilny i nie ma zagrożenia życia.
Jeden z górników trafił do szpitala w Lubinie. Ma zostać przewieziony do Wrocławia, gdzie zajmą się nim specjaliści w zakresie chirurgii ręki. Jak informują lekarze z lubińskiej lecznicy, jego stan jest poważny.
Autor: ja//jaś