- Ludzie przychodzą na plac. Jedni chcą dostać się do pracy, drudzy zapalają znicze - relacjonował reakcje mieszkańców Berlina Grzegorz, Polak, który pracuje w stolicy Niemiec. W poniedziałek wieczorem w Berlinie kierujący skradzioną ciężarówką obcokrajowiec wjechał w tłum zgromadzony na Breitscheidplatz. Zginęło 12 osób, a blisko 50 jest rannych.
Reporter 24 na co dzień pracuje na budowie przy budowie hotelu na Breitscheidplatz. To właśnie przy tym placu odbywał się jarmark bożonarodzeniowy, podczas którego doszło do tragedii.
Zgromadzeni przechodnie, zapalone znicze
- Panuje wszechobecna atmosfera przygnębienia. Ludzie przychodzą na plac. Jedni chcą dostać się do pracy, drudzy zapalają znicze - relacjonował obecny na miejscu poniedziałkowej tragedii Grzegorz.
Jak poinformował nas, na miejscu ciągle pracuje policja. - Plac jest całkowicie niedostępny dla osób postronnych - podkreślał.
- W tej chwili policja zabrania już robienia zdjęć i wszystkich wyprasza - dodał Reporter 24.
Zaznaczył też, że wśród pracujących z nim Niemców, nikt nie obarcza winą Polaków. - Od początku nikt nie przypuszczał, żeby to polski kierowca mógł doprowadzić do tej tragedii. Tu, w Berlinie, wszyscy bardzo pozytywnie odnoszą się do nas, Polaków - mówił Grzegorz.
- Szczęście w nieszczęściu, że nie stało się to podczas weekendu. To bardzo zatłoczone miejsce - zaznaczył Reporter 24.
12 ofiar śmiertelnych, wielu rannych
Tragiczne zdarzenie miało miejsce w poniedziałek wieczorem na Breitscheidplatz w Berlinie.
Obcokrajowiec kierujący ciężarówką wjechał w tłum zgromadzony na świątecznym jarmarku. Jak podają niemieckie media, mężczyzna pochodzi z Pakistanu lub Afganistanu, a ciężarówka na polskich rejestracjach została wcześniej skradziona.
W ataku zginęło 12 osób, a blisko 50 zostało rannych. Jak potwierdziła niemiecka policja, znaleziono też pierwotnego kierowcę - Polaka. Jego ciało zidentyfikowano w szoferce.
Obcokrajowiec został zatrzymany. Trwa jego identyfikacja.
Więcej o tym zdarzeniu przeczytasz tutaj.
Autor: BK//popi / Źródło: tvn24.pl