Kilkunastu policjantów, w tym pirotechnicy z sekcji antyterrorystycznej, przyjechało na ulicę Harcerską w Starachowicach (woj. świętokrzyskie), po tym, jak 23-latek znalazł pod swoim autem tajemnicze urządzenie. Jak informuje policja, było podejrzenie, że jest to ładunek wybuchowy. Po kilku godzinach akcji okazało się, że urządzenie nie stanowi zagrożenia. Zdjęcia otrzymaliśmy od internauty o nicku radziobest.
- Około godziny 9:40 otrzymaliśmy informację od 23-latka, który pod swoim cinquecento przy ulicy Harcerskiej znalazł dziwne urządzenie. Na miejsce od razu udali się policjanci, razem z funkcjonariuszem, który przeszedł przeszkolenie minersko-pirotechniczne. Jak stwierdził, może być to ładunek wybuchowy - tłumaczyła asp. Monika Kalinowska, rzecznik prasowa Komendy Powiatowej Policji w Starachowicach.
Ostrzeżenia i specjalne grupy w akcji
Policjanci zabezpieczyli teren i przez megafon informowali mieszkańców o zagrożeniu.
Na miejsce przyjechała też karetka, straż pożarna, pogotowie techniczne i pirotechnicy z Sekcji Antyterrorystycznej Komendy Wojewódzkiej Policji w Kielcach. - Nie zajmują się oni bezpośrednią neutralizacją takich ładunków, dlatego zostali wezwani jeszcze pirotechnicy z Samodzielnego Pododdziału Antyterrorystycznego Policji w Rzeszowie - podała rzeczniczka.
Na miejscu cały czas byli też funkcjonariusze z Komendy Powiatowej Policji w Starachowicach.
"Nie było zagrożenia"
Około godziny 17 asp. Kalinowska poinformowała, że tajemniczy ładunek został zabezpieczony. Jak się okazało, nie było zagrożenia wybuchem. - Było to urządzenie z bateriami i kablami. Wyjaśniamy do czego służy - powiedziała policjantka.
Dodała też, że funkcjonariusze ustalają, kto mógł podłożyć urządzenie. - Policja przeprowadziła oględziny i przesłuchała świadków - dodała asp. Kalinowska.
Autor: mz/popi