Na stacji Reduta Ordona doszło do niebezpiecznej sytuacji z udziałem pociągu Warszawskiej Kolei Dojazdowej. Zamierzała z niego wysiąść kobieta z niepełnosprawnością, ale gdy platforma ułatwiająca zjazd wózka na peron była już rozłożona, drzwi nagle się zamknęły, a skład ruszył dalej. Podjazd roztrzaskał się o najbliższe barierki.
Pani Bogumiła ze względu na niepełnosprawność porusza się na elektrycznym wózku inwalidzkim. We wtorek wieczorem wracała do Warszawy pociągiem WKD z Podkowy Leśnej. Zamierzała wysiąść z mężem około godziny 20 na przystanku Reduta Ordona, bo to jedyna stacja dostosowana do potrzeb osób, które mają problemy z poruszaniem się.
- Mąż otworzył podjazd, nie zdążyłam jednak wysiąść, gdyż drzwi zamknęły mi się przed nosem. Pociąg ruszył z otwartym podjazdem, wystającym poza kolejkę WKD. Po chwili podjazd roztrzaskał się o barierki – relacjonowała kobieta w rozmowie z redakcją Kontaktu 24. Przekazała nam również zdjęcia, na których widać zarówno zamknięte drzwi pociągu i wystającą spod nich platformę, która ułatwia wysiadanie osobom z niepełnosprawnościami, jaki i to, co z pozostało z niej, gdy pociąg minął barierki ustawione na krawędzi peronu.
"Twierdził, że nic nie widział"
Jak opisywała, mąż został na peronie, a ona w pociągu – zupełnie sama. - Wciskanie guzików SOS nie pomagało. Kompletny brak łączności z maszynistą. Na stacji Dworzec Centralny ochrona WKD zapytała, dlaczego nie wysiadłam wcześniej. Wytłumaczyłam im sytuację. Wtedy przyszedł konduktor. Był zdziwiony zaistniałą sytuacją. Twierdził, że nic nie widział i nie słyszał. Był w szoku, bo uświadomił też sobie, co by było, gdybym ja była na tym podjeździe, a pociąg by ruszył – zaznaczyła pani Bogumiła.
Wyjaśniła też, że potem udało jej się wrócić tym samym składem na stację Reduta Ordona. Kobieta nie ukrywała poruszenia całą sytuacją.
- Jestem przerażona, gdyż było o włos od tragedii – dodała. Mówiła też, że po raz pierwszy przydarzyło się jej się coś takiego. - Całe szczęście nie miałam podobnej sytuacji. Ale przecież gdyby na tym peronie był ktoś jeszcze, to ten podjazd by działał jak gilotyna. Pociąg mógł się też wykoleić, mogło się wydarzyć coś dużo gorszego – zauważyła.
Kobieta przekazała nam również, że złożyła oficjalne pismo do WKD z opisem całego zajścia.
"Sytuacja nie powinna się była wydarzyć"
Rzecznik WKD Krzysztof Kulesza potwierdził, że we wtorek wieczorem doszło do takiego zdarzenia. Jak doszło do tego, że pociąg ruszył z otwartym podjazdem i załoga nie odnotowała uderzenia, a w rezultacie urwania platformy? - Wdrożyliśmy wewnętrzne postępowanie, mające na celu wyjaśnienie wszelkich okoliczności zaistniałej sytuacji – odpowiedział Kulsza. - Ubolewamy, że takie zdarzenie miało miejsce. Jednocześnie chcielibyśmy podkreślić, że tak niebezpieczna sytuacja nie powinna się była wydarzyć – podkreślił.
Autor: kk,dk/b / Źródło: tvnwarszawa.pl / Kontakt 24