Prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie śmiertelnego wypadku paralotniarza na targach w Rudnikach (woj. śląskie). Według nieoficjalnych ustaleń reportera TVN24, nie otworzyła się jedna z czasz paralotni. Pierwszą informację o niedzielnym wypadku otrzymaliśmy na Kontakt 24.
Jak poinformował w poniedziałek Tomasz Ozimek z Prokuratury Okręgowej w Częstochowie, prokuratura będzie wyjaśniać, czy organizatorzy zawodów mogą ponosić ewentualną odpowiedzialność karną za spowodowanie wypadku. - Będzie również wyjaśniać, czy paralotniarz posiadał stosowne uprawnienia oraz czy organizatorzy zachowali wszelkie wymogi bezpieczeństwa - dodał.
Sprawą zajmuje się również policja i Państwowa Komisja Badania Wypadków Lotniczych. Jak nieoficjalnie ustalił reporter TVN24 Marcin Kwaśny, do wypadku doszło, ponieważ nie otworzyła się jedna z czasz paralotni. - Później, kiedy mężczyzna spadał, nie zadziałał również spadochron - dodał reporter.
"Wpadł w korkociąg"
Do wypadku doszło w niedzielę podczas Międzynarodowych Targów Lotnictwa Lekkiego ParaRudniki na lotnisku częstochowskiego aeroklubu. Jak mówił w rozmowie z redakcją Kontaktu 24 podinsp. Marek Struski z Komendy Miejskiej Policji w Częstochowie, 36-latek z Warszawy wykonywał lot. Okołu stu metrów nad ziemią wpadł w korkociąg. Zaczęło nim obracać. Spadł i uderzył o ziemię
- Gdy dotarliśmy na miejsce, mężczyzna był nieprzytomny, ale wykazywał funkcje życiowe. Gdy te zanikły, ratownicy podjęli reanimację. Bezskutecznie. Lekarz stwierdził zgon - relacjonował asp. sztab. Jakub Suchecki z częstochowskiej straży pożarnej.
W sobotę około godz. 21 na tych samych targach inny paralotniarz spadł podczas lądowania. 27-letni członek polskiej kadry nie odniósł poważniejszych obrażeń.
Autor: js//tka,aw / Źródło: tvn24