W sobotę bojownicy Hamasu wystrzelili ze Strefy Gazy w kierunku Izraela ponad dwa tysiące rakiet. - Obudził nas alarm bombowy, musieliśmy pobiec do schronu - opowiadał pan Łukasz, który czeka na lotnisku na powrót do Polski. Komunikat wydał polski MSZ. Rzecznik Łukasz Jasina przekazał, że obecnie w Izraelu przybywa około 400 Polaków.
Około godz. 6.30 czasu miejscowego (5.30 w Polsce) rozpoczął się atak Hamasu na Izrael. Bojownicy przeniknęli do wielu miast na południu kraju. Izrael został również zaatakowany tysiącami rakiet. Są doniesienia o wielu zabitych i rannych po obu stronach.
Na Kontakt 24 otrzymaliśmy relacje od rodziców Polaków przebywających w Izraelu.
"Zatrzymali się w kwaterze, obok której spadła rakieta"
Do redakcji Kontakt 24 zadzwonił pan Bartosz z powiatu chełmskiego w województwie lubelskim i przekazał, że jego córka wraz z innymi siedmioma uczniami szkoły muzycznej czekają na lotnisku w Tel Awiwie na powrót do Polski.
- Córka poleciała ze szkołą muzyczną do Izraela. W grupie jest ośmiu uczniów w wieku 13-18 lat i dwóch opiekunów. Dziś mieli wracać. O 10:50 miał być lot do Warszawy, ale go odwołano. Kontaktowałem się z opiekunami i ambasadą, niestety nie uzyskałem żadnych konkretnych informacji. Nie wiem, ile jeszcze będą czekać na lotnisku - powiedział.
Z Kontakt 24 skontaktował się także pan Krzysztof, którego syn przebywa w Tel Awiwie ze swoją partnerką. Pan Krzysztof przekazał, że jego syn chciał skrócić swój pobyt w Izraelu w związku z atakiem Hamasu. Miał dziś wracać samolotem na lotnisko w Katowicach, ale lot odwołano.
- Syn i jego partnerka polecieli do Tel Awiwu w środę, mieli tam zostać na dziesięć dni. Zatrzymali się w prywatnej kwaterze, obok której spadła rakieta. Udało im się kupić bilety do Katowic, mieli wylecieć o 20, w Polsce mieli być o 22:50, ale lot odwołano - powiedział.
Pan Krzysztof przyznał, że kontakt z synem jest utrudniony.
Grupa 30 Polaków na największym lotnisku w Izraelu
Pan Łukasz przebywa na lotnisku Ben Guriona - największym porcie w Izraelu.
- Przyjechałem wczoraj w ramach wyjazdu służbowego. Byłem z moimi kolegami około 30 kilometrów od Strefy Gazy. Obudził nas alarm bombowy, musieliśmy pobiec do schronu. Staramy się wrócić jak najszybciej do Polski, przed 17 przyjechaliśmy na lotnisko Ben Guriona. Mieliśmy bilety na lot do Warszawy, ale się nie odbył. Odwołano też samolot do Stambułu, którym mieliśmy lecieć. Potem szukaliśmy jakiegokolwiek samolotu, ale odwołane są wszystkie dzisiejsze i jutrzejsze loty - opowiadał pan Łukasz.
- Atmosfera na lotnisku jest lekko nerwowa. Najmniejszy szmer czy widok większej grupy ludzi budzi strach wśród oczekujących. Na lotnisku też był alarm bombowy, poszliśmy do schronu. Teraz siedzimy z grupą około 30 Polaków i próbujemy dowiedzieć się czegoś od ambasady. Nie wiemy, co robić. Chcieliśmy udać się do hotelu, ale nie mamy pewności, czy poza lotniskiem jest bezpiecznie - dodał.
"Powiedziano mi, żebym zachował spokój"
Pan Patryk przebywa nad Morzem Martwym w En Bokek. Chciał skrócić swój pobyt i jak najszybciej wrócić do kraju. - Jestem w Izraelu z bliskimi od 3 października nad Morzem Martwym w En Bokek, dwie godziny samochodem od Tel Awiwu. Trasa, z tego, co wiem, jest niezabezpieczona. Mieliśmy zostać do 14 października, ale w związku z atakiem chcemy wrócić jak najszybciej. Udało nam się kupić bilety na niedzielny lot do Krakowa, ale go odwołano - opisywał.
- Nie widziałem zniszczeń. W regionie, w którym przebywamy, jest spokojnie. Około południa kontaktowałem się z ambasadą. Powiedziano mi, żebym starał się zachować spokój i nie opuszczał hotelu - dodał.
Wrócili ostatnim samolotem do Polski
Pani Dagmara i pan Patryk przylecieli do Warszawy ostatnim samolotem, który wyleciał dziś do Polski z Izraela. Obudził ich alarm bombowy w Ramat ha-Szaron - mieście w dystrykcie Tel Awiwu.
- Zwiedzaliśmy Izrael, mieliśmy na dziś zaplanowany powrót do Polski. O 3 w nocy usłyszeliśmy pierwsze strzały, o 6:20 słyszeliśmy alarm bombowy. Dwie rakiety spadły w tej samej dzielnicy Tel Awiwu, w której mieszkaliśmy - Ramat ha-Szaron. Musieliśmy szybko się spakować i jechać na lotnisko. Drogami jeździli tylko wojskowi, policjanci i taksówki, które zawoziły na lotnisko. Na lotnisku też był alarm bombowy i musieliśmy zawrócić, ale na szczęście udało nam się bezpiecznie wrócić do Polski. Wylecieliśmy z Izraela przed godziną 12 do Warszawy. W Izraelu zostali jeszcze nasi bliscy - opowiadali.
Rzecznik MSZ odpowiada
Na adres mailowy rzecznika Ministerstwa Spraw Zagranicznych redakcja Kontakt 24 wysłała pytania dotyczące podjętych kroków w celu pomocy Polakom, którzy mają problem z opuszczeniem Izraela. Pytania zostały wysłane także smsem na numer komórkowy rzecznika, Łukasza Jasiny.
Otrzymaliśmy odpowiedź (sms): "Polskie służby dyplomatyczne i konsularne pracują nad sytuacją. By nie siać paniki będziemy komunikować sprawy w momencie ich realizacji. Zachęcamy tych, którzy nie dadzą rady się dodzwonić do sprawdzania konta ambasady w portalu X" - napisał Łukasz Jasina.
Dodał, że obecnie na terenie Izraela przebywa około 400 Polaków.
Ambasada Polski w Izraelu wystosowała następujący komunikat na portalu X (dawniej Twitter):
"Osobom przebywającym w Izraelu bezwzględnie zalecamy pozostawanie - co najmniej do jutra - w bezpiecznych miejscach zakwaterowania. Odradzamy podejmowania wszelkich podróży po kraju. Port Lotniczy Ben Gurion działa, ale wiele lotów zostało odwołanych" - napisano.
"Należy bezwzględnie zadbać o swoje bezpieczeństwo, a po odwołaniu alertu sprawdzić dostępność połączeń lotniczych" - dodano.
Autor: ks/prpb / Źródło: Kontakt 24, tvn24.pl