- Jestem zaskoczony tym, że nagranie z mojej kamery samochodowej nie oddaje grozy sytuacji, jaka tam naprawdę była - mówił we "Wstajesz i wiesz" świadek wypadku prezydenckiego samochodu Mirosław Zieliński. To właśnie od niego dostaliśmy na Kontakt 24 nagranie z momentu zdarzenia.
- Jechałem od strony Opola w kierunku Wrocławia. Teraz już wiem, że to był 204. kilometr. Zauważyłem w znacznej odległości kolumnę pojazdów jadących na sygnałach. Byłem przekonany, że jedzie tam jakaś ważna osoba. Zbliżała się dość szybko, nagle zauważyłem, że jeden z tych pojazdów zaczyna zjeżdżać na pobocze i obraca się do mnie bokiem. Stworzyło to bardzo groźną sytuację, bo wiadomo, jak się takie sytuacje kończą - samochód przebija bariery i wjeżdża na mój tor jazdy - powiedział Mirosław Zieliński.
- Jestem zaskoczony tym, że nagranie, które nagrała moja kamerka samochodowa, nie oddaje grozy sytuacji, jaka tam naprawdę była. Kierowca samochodu zjechał na pobocze i wyrzucił spod kół mnóstwo kamieni, jakimś prawie cudem zdołał opanować samochód, zjechał z powrotem na swój pas jazdy (w taki sposób - red.), że zaczęło go obracać, a na mnie poleciał grad kamieni - relacjonował.
- Trudno ocenić obiektywnie, patrząc na zbliżające się z przeciwnych kierunków samochody, ale myślę, że samochód jechał przynajmniej 140 kilometrów na godzinę - tyle, na ile pozwalają przepisy - komentował.
Prezydent Andrzej Duda uczestniczył w piątek w Karpaczu (woj. dolnośląskie) w Mistrzostwach Polski Parlamentarzystów i Samorządowców w Narciarstwie Alpejskim, skąd pojechał później do ośrodka w Wiśle. W czasie jazdy doszło do niebezpiecznego wypadku, samochód wypadł z autostrady i znalazł się na poboczu.
- Wpadliśmy w poślizg, ale bardzo przytomnie i super fachowo zachował się kierowca z Biura Ochrony Rządu. Oficer zdołał opanować to auto i nie uderzyliśmy ani w bariery, ani w samochody jadące na pasie obok - relacjonował prezydent w rozmowie z "Faktami" TVN.
Autor: kło/ja/aw