Raz, drugi, trzeci zmieniają się światła, a kierowca i tak nie może przejechać przez skrzyżowanie w Warszawie. Taką sytuację - pokazującą, jak auta blokują sobie nawzajem przejazd - nagrał kierowca jednego z miejskich autobusów. Nagranie dostaliśmy na Kontakt 24.
Czas: 17.31, wtorek, 28 maja. Miejsce: Emilii Plater przed Alejami Jerozolimskimi od strony Pałacu Kultury i Nauki. Tak zaczyna się film, który otrzymaliśmy od Reportera 24 o nicku Kierowca warszawskich ulic.
Autobus podjeżdża do przejścia dla pieszych w poprzek Emilii Plater, gdy na sygnalizatorze pojawia się czerwone światło. Staje. Na dłużej, niż się spodziewa.
Układ zamknięty
Nagranie w podręcznikowy sposób pokazuje, jak blokuje się ruch na skrzyżowaniach. - To chleb powszedni w tym miejscu. Między 16 a 18 takie rzeczy się dzieją regularnie - mówi Reporter 24, autor nagrania z Warszawy.
Nie wszystkie auta, które skręcają w lewo - z Emilii Plater w Aleje Jerozolimskie - mieszczą się na docelowej jezdni. Czekają na możliwość wjazdu blokując tory tramwajowe. Alejami Jerozolimskimi nadjeżdża w tym czasie tramwaj. Nie może przejechać, bo na drodze stoją mu samochody.
Siedem minut na światłach
Tymczasem na Emilii Plater światło zmienia się na zielone. Samochody nie mogą przejechać, bo drogę zastawia im... wspomniany tramwaj. Tak tworzy się układ zamknięty. Z nagrania wynika, że jego autor w takim klinczu musiał stać około siedmiu minut, mimo że światła na sygnalizatorze zmieniły się trzykrotnie (przejechał za czwartym razem).
W międzyczasie niektórzy kierowcy, którzy chcieli przejechać Emilii Plater, musieli zatrzymywać się na przejściu albo ścieżce rowerowej, utrudniając poruszanie pieszym i rowerzystom. Część nie wytrzymywała - choć mieli czerwone światło, przejeżdżali Emilii Plater przez Jerozolimskie i zatrzymywali się w okolicy torów tramwajowych.
Tymczasem kodeks drogowy w artykule 25 punkt cztery wskazuje wyraźnie: kierującemu pojazdem zabrania się "wjeżdżania na skrzyżowanie, jeżeli na skrzyżowaniu lub za nim nie ma miejsca do kontynuowania jazdy". Można za to otrzymać dwa punkty karne i 300 złotych mandatu.
Autor: ran/r / Źródło: TVN Warszawa