Sytuacja ta miała miejsce w Warszawie na Placu Unii Lubelskiej i - jak informuje autor nagrania - do rękoczynów brakowało naprawdę niewiele. "Ale co im się stało?", "o co chodzi?" - pytali przechodnie, którzy nie mogli zrozumieć sposobu rozwiązania nieporozumienia.
Około godz. 12 w niedzielę Reporter 24 był świadkiem nietypowego zdarzenia na Placu Unii Lubelskiej. Na nagraniu, które otrzymaliśmy na Kontakt 24 widać, jak mężczyzna nagle podchodzi do auta, gwałtownie otwiera drzwi i zaczyna krzyczeć do kierowcy, nerwowo przy tym gestykulując. Po kilku sekundach scenariusz się powtarza.
Krzyki, przekleństwa...
- Jedliśmy śniadanie z dziewczyną w jednej z knajp. W pewnym momencie zauważyłem, że od strony ulicy Bagatela do Placu Unii Lubelskiej utworzył się korek. To dosyć dziwny widok w niedzielne przedpołudnie. Szczerze mówiąc myślałem, że była gdzieś stłuczka. Ktoś zaczął krzyczeć, słychać było przekleństwa. Jeden z kierowców rzucił do dwóch innych, żeby nie blokowali drogi i odjechał - opowiada Karol.
Te dwa blokujące pojazdy to skoda i bmw, które po chwili były już na rondzie. - Wtedy usłyszeliśmy krzyki, wulgaryzmy, a nawet groźby - dodaje.
"To wszystko było już na cienkiej granicy"
Reporter 24 podkreśla, że był zszokowany całą sytuacją. Był przekonany, że skończy się to bijatyką.
- To wszystko było już na cienkiej granicy. Pasażer bmw groził kierowcy skody, ale na groźbach się skończyło, bo dodał, że w aucie są jego dzieci i gdyby nie one, to źle by się to skończyło - podkreśla Karol.
Jak dodaje, cała sytuacja trwała raptem kilka minut. W pobliżu nie było policji, a panowie rozjechali się. - Pasażer bmw jakby nigdy nic wsiadł do auta, a kobieta, która siedziała za kierownicą bmw, po prostu odjechała - kończy Reporter 24.
Komenda Stołeczna Policji poinformowała nas, że nie otrzymała w tej sprawie żadnego zgłoszenia.
Autor: kz//tka