"Mocno się przechylał. Widać było, że ma problemy z wpłynięciem do portu" - tak moment tuż przed katastrofą hiszpańskiego statku transportowego relacjonowała pani Justyna, która w środę będąc w pracy, stała się jej przypadkowym świadkiem. Jednostka rozbiła się o skalny falochron u południowo-zachodnich wybrzeży Francji, niedaleko hiszpańskiej granicy.
Wszystko zaczęło się ok. godz. 9.00. "Byłam w pracy, gdy zobaczyłam, że jeden ze statków ma problemy z wpłynięciem do portu. Jednostka mocno się przechylała. Widać było, że walczy z dużymi falami, które znosiły ją w kierunku kamiennego falochronu" - relacjonowała w rozmowie z redakcją Kontaktu 24 pani Justyna, Polka pracująca w restauracji tuż przy plaży, na której znajduje się wejście do portu.
Na pomoc hiszpańskiej załodze wysłano mały statek obsługujący statki wpływające do portu, który miał wypchnąć jednostkę w głąb morza. To jednak niewiele pomogło. "Statek zdawał się dryfować, był nienaturalnie ustawiony równolegle do fal, poddawał się im"- relacjonowała pani Justyna. Jak dodała nie było też słychać pracy silników.
Statek pękł na pół
Siła fal była tak duża, że zepchnęła statek na falochron. "Uderzenie o skały spowodowało, że statek pękł na pół. Jedna jego część została wyrzucona na brzeg plaży, druga zawisła na falochronie" - opowiadała pani Justyna.
Z relacji kobiety wynika, że akcja ratunkowa była przeprowadzona bardzo sprawnie. "Na miejscu szybko pojawiły się służby ratunkowe, w tym policja i karetki pogotowia" - mówiła. Podejmowano kilka prób ewakuacji załogi. Początkowo w akcji brał udział mały helikopter żandarmerii, potem włączono do akcji duży śmigłowiec. Jak dodała, akcję utrudniał silny wiatr.
Cała akcja trwała cztery, może pięć godzin. Ostatecznie udało się ewakuować wszystkich, dwunastu członków załogi. Jak podają francuskie media, jedna osoba została ranna.
O katastrofie hiszpańskiego statku transportowego, który rozbił się o skalny falochron u wybrzeży Francji czytaj także na tvn24.pl.
Autor: mmt/aw