Jechali do wypadku na autostradzie A1, ale dojechać na miejsce nie mogli. Dwa kilometry przed zdarzeniem wóz strażacki utknął w zatorze. Wszystko dlatego, że kierowcy mieli problem z utworzeniem korytarza życia. - Gdybyśmy mogli dojechać tam bez problemów, zajęłoby nam to jedną lub dwie minuty. Tym razem na miejsce dotarliśmy po 10 minutach - mówi jeden ze strażaków. Nagranie otrzymaliśmy na Kontakt 24.
Na nagraniu przesłanym do naszej redakcji widać, jak w poniedziałek wieczorem, jadąc do wypadku, wóz strażacki utknął w korku na autostradzie A1.
- Około 19:10 otrzymaliśmy zgłoszenie o wypadku, do jakiego doszło na autostradzie A1 na 338. kilometrze w kierunku Katowic. Samochód osobowy zderzył się z busem, w wyniku czego dwie osoby zostały ranne: kobieta i jej ośmioletnie dziecko - tłumaczył pan Łukasz, strażak z Ochotniczej Straży Pożarnej w Tuszynie.
Strażak: kierowcy mieli problem, by stworzyć dla nas korytarz życia
Dziesięć minut po zdarzeniu strażacy byli już w trasie, ale utknęli dwa kilometry przed miejscem wypadku. - Kierowcy mieli problem, by stworzyć dla nas korytarz życia. Zresztą nie tylko nasz wóz, ale i pięć innych wozów strażackich, samochód policyjny i karetka też utknęły w tym zatorze - mówił strażak.
Jak relacjonował, z wozu strażackiego wysiadł jeden z ratowników. Zabrał ze sobą torbę medyczną i pieszo udał się do poszkodowanych osób. - Dwóch pozostałych strażaków próbowało zarządzać ruchem tak, by kierowcy stworzyli dla nas ten korytarz. - W końcu się udało i dojechaliśmy na miejsce - opowiadał pan Łukasz.
Jak się okazało, w auto - które z powodu awarii musiało się zatrzymać - uderzył bus. Osoby podróżujące samochodem osobowym nie odniosły poważniejszych obrażeń. Ośmioletnia dziewczynka wraz z mamą zostały zabrane do szpitala w Bełchatowie.
Jechali pięć razy dłużej
Służby ratunkowe na miejsce dojechały jednak znacznie później niż powinny. - Gdybyśmy mogli dojechać tam bez problemów, zajęłoby nam to jedną lub dwie minuty. Tym razem na miejsce dotarliśmy po 10 minutach, na szczęście u poszkodowanych nie było zagrożenia życia - podkreślił strażak.
Jak jednak zaznaczył, wina nie leży wyłącznie po stronie kierowców, którzy nie dostosowali się do zasady związanej z tworzeniem korytarza życia. Zdaniem pana Łukasza autostrada jest technicznie niedostosowana do tego typu zdarzeń. - Nie ma tam przewężeń ani nie ma też możliwości demontażu barier, by wóz lub karetka mogły przejechać, także pod prąd - powiedział pan Łukasz.
Autor: FC,est,jw/tam / Źródło: Kontakt 24/tvn24.pl