W trakcie nielegalnych wyścigów wjechał w tłum gapiów. Sąd zadecydował o dwumiesięcznym areszcie dla 18-latka. Grozi mu nawet osiem lat więzienia. - Podejrzany przeżywa to, co się stało. Nie był w stanie powstrzymać łez - mówi mecenas Krzysztof Kulawiak, adwokat aresztowanego. Na Kontakt 24 otrzymaliśmy najnowsze nagranie z monitoringu, na którym widać moment wypadku.
Wszystko działo się w sobotę przed godziną 23 w Stargardzie (Zachodniopomorskie).
Kierowca srebrnego BMW kombi jechał rondem na Placu Wolności. Próbował driftu – kontrolowanego poślizgu samochodem. Nagle stracił panowanie nad autem, uderzył w krawężnik, który wybił go w górę, a potem wpadł w barierki, za którymi stał tłum gapiów.
W wypadku poszkodowanych zostało sześć osób. 18-latek był trzeźwy. Jak poinformowała we wtorek Natalia Andruczyk, rzecznik prasowy Samodzielnego Szpitala Wojewódzkiego w Szczecinie, jeden z poszkodowanych opuścił szpital już w sobotę, kolejny - w poniedziałek. W szpitalu na obserwacji zostaje jeszcze młoda dziewczyna w stanie ogólnym dobrym.
Dwa miesiące aresztu
W poniedziałek mężczyzna usłyszał zarzut "sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu lądowym". Grozi mu do ośmiu lat więzienia. We wtorek sąd postanowił o dwumiesięcznym areszcie dla podejrzanego.
Obrona nie zgadza się z kwalifikacją czynu. Jak twierdzi, 18-latek nie chciał spowodować wypadku. Do ostatniego momentu starał się uniknąć zderzenia, jednak się nie udało. - Podejrzany przeżywa to, co się stało. Wyraził skruchę zarówno w postępowaniu przed prokuratorem jak i podczas dzisiejszego przesłuchania. Przeżywa to tak, że nie był w stanie powstrzymać łez. Uzmysławia sobie co się stało, bo ogrom tragedii jest duży. Przez bezmyślne zachowanie doszło do tragedii - mówi mec. Krzysztof Kulawiak, adwokat 18-latka.
"Zawody driftowe" w centrum miasta
Świadkowie zdarzenia twierdzą, że na portalu społecznościowym zostało opublikowane zaproszenie na nielegalną imprezę. Na jednym z portali ktoś z fałszywego konta założył wydarzenie o nazwie "Zawody driftowe - plac wolności vol.1" (pisownia oryginalna - red.).
W nocy na Kontakt 24 otrzymaliśmy potwierdzenie tej informacji. Jak przekazał komisarz Łukasz Famulski z Komendy Powiatowej Policji w Stargardzie, policjanci nie mieli w tym dniu zgłoszonej żadnej imprezy odbywającej się w centrum Stargardu.
Świadkowie twierdzą jednak, że policja była na miejscu i była świadoma tego, co się dzieje. - Auta krążyły i te samochody próbowały wyczyniać jakieś dziwne sztuczki. To znaczy latać bokiem, driftować. Stwarzały zagrożenie i to wszystko było na oczach policji - opisywał nocne wydarzenia młody mężczyzna. - W momencie, kiedy policja odjechała, wszystkim puściły wodze fantazji i to spowodowało, że jest wypadek - dodał.
Nie było oficjalnego zgłoszenia
Rzeczniczka policji w Szczecinie, Irena Kornicz, pytana o to przez TVN24, podkreśliła, że funkcjonariusze nie mieli "oficjalnego zgłoszenia dotyczącego jakiejkolwiek zorganizowanej imprezy, która miała się odbyć na tym terenie". - Nie mieliśmy też żadnego zawiadomienia od obywateli - dodała.
- Policjanci sami ustalili, że może dojść do naruszenia prawa z zakresu ruchu drogowego w tym miejscu. Dlatego też sami podjęli decyzję o tym, że zostaną tam wysłane załogi. Tak też się stało. W momencie, kiedy byli tam policjanci - byli na miejscu kilkadziesiąt minut - nie doszło do żadnego naruszenia prawa - tłumaczyła Kornicz.
Autor: MAK/ao