Czteroletnia dziewczynka dławiła się klockiem. Żadna z karetek nie była dostępna. Do akcji ruszyli więc ratownicy Lotniczego Pogotowia Ratunkowego, jednak ich śmigłowiec nie miał szans na nocne lądowanie w Tychach (Śląskie). Pomocy udzielili więc strażacy. Jedni monitorowali stan dziewczynki, a inni zajęli się transportem medyków. Zdjęcia z interwencji otrzymaliśmy na Kontakt 24.
Do zdarzenia doszło w niedzielny wieczór w Tychach. Z informacji przekazanych strażakom przez dyspozytora ratownictwa medycznego wynikało, że czteroletnia dziewczynka zadławiła się klockiem.
- Dyspozytor poinformował, że nie ma na miejscu wolnych ratowników medycznych. Dlatego pod wskazany adres wysłano śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego - przekazał brygadier Szczepan Komorowski ze straży pożarnej w Tychach.
Strażacy z Tychów pomagali dziecku, ci z Katowic transportowali załogę LPR
Pomoc dziecku najpierw zaoferowali strażacy. - Dziewczynka oddychając świszczała, ale była przytomna. Strażacy udzielili jej pomocy, próbowali też wywołać odruch wymiotny, ale to nie pomogło. Stan dziecka, do momentu przybycia ratowników medycznych, był przez monitorowany - podkreślił brygadier Komorowski.
Gdy strażacy z Tychów zajmowali się dławiącym się dzieckiem, ich koledzy z Katowic ruszyli z asystą Lotniczemu Pogotowiu Ratunkowemu. - Była to nocna pora, a więc lądowanie musiało odbyć się na miejscu gminnym, a w Tychach takiego nie ma, dlatego załoga pojechała po medyków wozem strażackim - przekazała Justyna Sochacka, rzecznik prasowy LPR. Lekarz zbadał dziewczynkę w mieszkaniu, a następnie towarzyszył ojcu dziecka w transporcie córki do szpitala. Ten odbył się samochodem prywatnym. Pozostali ratownicy z załogi LPR w drodze powrotnej skorzystali z transportu strażaków.
Jak informował na antenie TVN24 reporter Paweł Szot, dziewczynka w Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach spędziła dobę i została wypisana do domu.
Autor: jw, tam/gp / Źródło: Kontakt 24, tvn24.pl