Przed poznańskim AWF-em koczują maturzyści wyposażeni w namioty i śpiwory. Każdy z nich z niecierpliwością wyczekuje momentu otwarcia rejestracji na wymarzony kierunek. Wtedy liczy się każda sekunda - o przyjęciu na studia decyduje bowiem kolejność zgłoszeń, a nie wyniki matur czy testy sprawnościowe. - To jest masakra. Tata mi powiedział, że jak za komuny - mówi jeden z czekających kandydatów. Pierwszą informację i zdjęcie z nietypowej kolejki otrzymaliśmy na Kontakt 24.
Żeby dostać się na kierunki poznańskiego AWF wystarczy mieć zdaną maturę. I dobry refleks. Do redakcji Kontakt 24 zgłosił się pan Tomasz, którego syn będzie walczył o przyjęcie na fizjoterapię. Rejestracja startuje co prawda dopiero w poniedziałek o 8 rano, ale "miejscówki" w kolejce są zarezerwowane już od początku weekendu.
- Pierwsi kandydaci przed uczelnią zameldowali się przed południem, w sobotę. O północy około 30 kandydatów - w tym mój syn - przygotowywało się do snu w kolejce - mówi. Synowi pana Tomasza udało się "wygrać" 20. miejsce na liście.
- To jest masakra. Tata mi powiedział, że jak za komuny - mówi Tomek, który też już zajął swój kawałek trawnika przed AWF-em.
Pomysł-klapa?
To, że sytuacja jest smutnie śmieszna, przyznaje sam rektor - Powiedziałbym nawet, że bardzo. Koncepcja wynikła jednak od dziekanów poszczególnych wydziałów. Chodziło o to, że zawsze było mało kandydatów na kilka z kierunków - wyjaśnia Jerzy Smorawiński. Pomysł jest świeży, uczelnia dopiero w tym roku zdecydowała się zaryzykować z nowym sposobem zapisywania studentów.
Autor: ww/sk / Źródło: TVN 24 Poznań