Bombardier Q 400 miał planowo wylądować na Lotnisku Chopina po 19. W trakcie lotu okazało się, że ma pękniętą oponę i nie może standardowo podejść na pas. Maszyna leciała z Gdańska.

- Siedziałem na wysokości tego koła. W Gdańsku, gdy jeszcze nie oderwaliśmy się od ziemi, ta opona była już uszkodzona - mówi w rozmowie z nami pan Tomasz, pasażer samolotu. I od razu dodaje: przed samym rozpoczęciem startu słyszeliśmy jakieś uderzenie, jednak nie jestem pewien, czy to ma związek z tym zdarzeniem.

Jak przyznaje, tuż po starcie, gdy tylko wyłączono sygnalizator, by zapiąć pasy, o całym zdarzeniu poinformował stewarda. - Fakt potwierdziła również pasażerka, która siedziała blisko mnie. Zostało wyciągnięte podwozie i rzeczywiście okazało się, że opona jest pęknięta - relacjonuje pan Tomasz.

Jak dodał, na pokładzie maszyny nie doszło do paniki, a obsługa rejsu zachowała wszelkie procedury bezpieczeństwa.

Na wypadek problemów, na Lotnisku Chopina przygotowano natomiast procedurę awaryjną. Na lotnisku pojawiła się straż pożarna. - Samolot musiał zostać przez pewien czas w powietrzu, tak aby służby mogły się przygotować - mówił reporter tvnwarszawa.pl Lech Marcinczak.

- Straż była w gotowości, ale nie było potrzeby prowadzenia działań. Jeśli byłaby taka potrzeba, to dysponujemy dziewięcioma wozami, których moglibyśmy użyć - mówił rzecznik lotniska Chopina Przemysław Przybylski.

Jak tłumaczył Adrian Kubicki, rzecznik LOT-u, pękła jedna z opon goleni w podwoziu. - Na każdej goleni są dwie opony, pękła tylko jedna - mówił. Jak dodał, uszkodzona opona zostanie wymieniona. - Będziemy badać przyczyny tego wydarzenia - zaznacza. Samolot bezpiecznie wylądował.

Czytaj też na tvnwarszawa.pl

Autor: md,ank/aw