Nie żyje 37-latek, który nad ranem wszedł na stację paliw przy ulicy Połczyńskiej w Warszawie. Mężczyzna pił alkohol, nagle stracił przytomność, po czym obudził się i był agresywny. Po obezwładnieniu przez policję zaczął mieć problemy z oddychaniem. Nie udało się go uratować. Pierwszą informację o zdarzeniu otrzymaliśmy na Kontakt 24.
Jak ustaliła stołeczna policja, 37-latek wszedł na stację paliw przy ulicy Połczyńskiej nad ranem. Wysiadł z samochodu, który prowadził inny mężczyzna. Pojazd odjechał.
- Mężczyzna, który wszedł na stację, kupił dwie małe butelki wódki. Usiadł przy stoliku i zaczął pić jedną z nich. Obsługa zwróciła mu uwagę, że na terenie stacji nie można spożywać alkoholu, wtedy mężczyzna stracił przytomność - powiedział nam asp. szt. Mariusz Mrozek, rzecznik prasowy Komendanta Stołecznego Policji.
Obsługa wezwała policję. Przyjmując zgłoszenie, policjanci zadzwonili na pogotowie.
"Był pobudzony i agresywny"
- Jeszcze przed przyjazdem policji i pogotowia mężczyzna nagle się poderwał, był pobudzony i agresywny. Wbiegł na zaplecze i zaczął je demolować, uszkodził m.in. drzwi. Policjanci, którzy przyjechali na miejsce obezwładnili mężczyznę. Wtedy zaczął mieć problemy z oddychaniem - podał policjant.
Na miejsce przyjechała karetka, jednak 37-latka nie udało się uratować. - Prokuratura będzie wyjaśniać okoliczności zdarzenia. Zaplanowana jest sekcja zwłok - dodał asp. szt. Mrozek.
Autor: mz/popi