W centrum handlowym w Sydney doszło do ataku nożownika, w którym sześć osób zginęło, a kilka, w tym małe dziecko, zostało rannych. W tym czasie w galerii zakupy z córką robiła pani Joanna. "Zaczęła się panika. Wtedy już wiedzieliśmy, że na zewnątrz jest osoba, która rani ludzi nożem".
Służby ratunkowe otrzymały wezwanie do Westfield Bondi Junction krótko przed godziną 16:00 czasu lokalnego (czyli o godzinie 8:00 czasu polskiego) - poinformowała policja Nowej Południowej Walii w swoim komunikacie. Apelując do ludzi, aby unikali tego obszaru, funkcjonariusze przekazali ostrzeżenie w związku z zaistniałą sytuacją.
Pani Joanna znajdowała się wtedy na pierwszym piętrze galerii. - Miejsce, w którym doszło do ataku jest miejscem bardzo uczęszczanym przez mieszkańców Sydney, bardzo popularnym centrum handlowym. Byłyśmy z córką w sklepie Mayer, dokładnie w tym sklepie, gdzie nożownik ranił wiele osób. W pewnym momencie doszło do poruszenia, cała obsługa galerii zaczęła uciekać i krzyczeć, żebyśmy uciekali do bezpiecznego miejsca. Był to magazyn - relacjonowała na antenie TVN24 pani Joanna.
"Większość osób płakała"
Szybka reakcja była wskazana. - Poproszono nas, żeby wyciszyć telefony, wiedzieliśmy, że coś się dzieje na zewnątrz, większość osób płakała. W pewnym momencie poproszono nas, żebyśmy wyszli, mówili że jest bezpiecznie. Wyszliśmy. Niestety okazało się, że nie. Słyszeliśmy krzyki, ponownie zaczęliśmy biec do tego magazynu. Tam się schowaliśmy i to już zaczęła się panika. Wtedy już wiedzieliśmy, że na zewnątrz jest osoba, która rani ludzi nożem - dodała.
Pani Joanna spędziła w centrum handlowym około dwóch godzin. - Słyszeliśmy strzały, więc sytuacja była bardzo dramatyczna i traumatyczna. Po około dwóch godzinach mogliśmy opuścić miejsce. Przy wyjściu każdy był legitymowany - opowiadała.
Traumatyczne przeżycie
- Nie wiedzieliśmy absolutnie nic, co się dzieje. Ten czas spędzony w ukryciu, pomiędzy wieszakami z ubraniami był dla nas traumatyczny. Drzwi nie były zamykane, mogło stać się wszystko. Dopiero po wyjściu tak naprawdę dowiedzieliśmy się jak dramatyczna była ta sytuacja - skomentowała w rozmowie na antenie TVN24 pani Joanna.
- Dla każdego Australijczyka jest to duży szok, bo Australia jest miejscem bezpiecznym, do takich zdarzeń nie dochodziło. Ja się cieszę, że nam się udało, że schowaliśmy się w miejscu bezpiecznym - przyznała.
- Jest to ogromne, traumatyczne przeżycie dla wszystkich - dodała.
Źródło: Kontakt 24
Źródło zdjęcia głównego: Joanna