Cztery osoby zginęły w wypadku awionetki, która uderzyła dwa metry od jednego z domów mieszkalnych w Krakowie. Wśród ofiar jest trójka dzieci. "Z awionetki zostało bardzo niewiele, poskręcane blachy, w środku są z całą pewnością ciała" - relacjonował w niedzielę wieczorem rzecznik małopolskiej policji Dariusz Nowak. Zanim w budynku wybuchł pożar, mieszkańcy domu zdążyli uciec, nic im się nie stało. To drugi wypadek lotniczy w Małopolsce - do obu doszło w niedzielę wieczorem. Zdjęcie z okolic miejsca zdarzenia jako pierwszy przesłał @Maciek.
Samolot wystartował z podkrakowskiego lotniska w Pobiedniku Wielkim o godz. 19.15 i był w powietrzu ok. 15-20 minut. Awionetka z nieznanych przyczyn uderzyła zaledwie dwa metry od domu mieszkalnego. Wybuchł pożar.
"Prowadzimy akcję gaśniczą, na miejscu jest pięć zastępów. Z tego co wiemy, to mieszkańcy domu uciekli. Nie ma zagrożenia dla okolicznych budynków" - relacjonował w niedzielę wieczorem Jarosław Piątek ze straży pożarnej w Krakowie.
Cztery ofiary
Zginęły cztery osoby, które leciały awionetką - mężczyzna i trzy dziewczynki. Według najnowszych informacji - wszystkie miały po 14 lat. Prawdopodobnie pilot zabrał dzieci na wycieczkę nad Krakowem.
"To był lot prywatny, nie miał nic wspólnego z piknikiem lotniczym, to jakiś tragiczny zbieg okoliczności" - relacjonował pół godziny po wypadku rzecznik małopolskiej policji Dariusz Nowak. Chwilę wcześniej w małopolskiej miejscowości Witowice Dolne również doszło do wypadku awionetki.
"Dwa metry od tragedii"
Wiadomo już, że ofiary to 42-letni pilot, od niedawna dyrektor krakowskiego aeroklubu, i trzy dziewczynki - dwie w wieku ok. 12 lat, jedna 14-letnia. Przyczyny wypadku nie są jeszcze znane, ale przypuszczalnie doszło do niego w trakcie lądowania.
Prezydent Krakowa Jacek Majchrowski, który przybył na miejsce tragedii, poinformował, że mieszkańcom zniszczonego domu zaproponowane zostaną mieszkania zastępcze, a bliscy ofiar mają zapewnioną opiekę psychologów.
"Muszę powiedzieć: naprawdę dwa metry od wielkie tragedii, bo gdyby dwa metry dalej uderzył samolot to te osoby, które były w domu także by się spaliły" - powiedział prezydent.
"Zobaczyliśmy kłęby dymu"
Ostatnie sekundy lotu widział pan Robert. "Wracaliśmy z rodziną z weekendu, kiedy taki malutki samolocik zaczął schodzić do lądowania z prawej strony drogi. W pewnym momencie lekko się tak jakby zakolebał, zatrzepotał skrzydłami, po czym poderwał się do góry i poleciał w stronę Niepołomic. Tam zaczął kołować i nagle zobaczyliśmy potężne kłęby czarnego dymu i wysokie płomienie, kiedy uderzył w ziemię. Wszystko było widać z drogi" - dodał.
/p>
Autor: aj/ja