W czwartek przez kilka godzin płonęły pola w mieście Sweti Włas na wschodzie Bułgarii. Zagrożony rozprzestrzeniającym się ogniem był miejscowy hotel, w którym są turyści z Polski. - Jest tutaj bardzo dużo dymu, od rezydenta dostaliśmy zarządzenie, by w razie czego być spakowanym - relacjonowała pani Katarzyna, która na Kontakt 24 przysłała nagranie.
Na nagraniu widzimy kłęby dymu, które unosiły się nad okolicą, w tym nad drogą, którą nadal jeździły samochody. Ściana ognia była zresztą tuż przy drodze, a dym wdzierał się do hotelu, w którym przebywa Reporterka 24.
- Pożar zaczął się za hotelowym boiskiem, nie wiemy skąd się wziął. Siedzieliśmy na basenie i zobaczyliśmy dym, który unosił się nad budynkiem - opisała pani Katarzyna. - Straż pożarna cały czas wszystko gasi, ale wszędzie czuć dym. W hotelu, w którym mieszkam jest go pełno na korytarzu, a na balkon w zasadzie nie można wyjść - dopowiadała. Turyści obawiali się, że ogień dotrze do hotelu.
- Całe szczęście, że wszystko dzieje się po drugiej stronie ulicy. Najdziwniejsze jest to, że jeżdżą po niej nadal samochody. Jeden tir przejeżdżał tuż obok ognia, od którego prawie zajęła się jego plandeka - opowiadała. - W hotelu są drewniane balkony. Gdyby wiatr zmienił kierunek i ogień dotarłby do nich, to budynek mógłby stanąć w ogniu. Dostaliśmy od rezydenta zarządzenie, by w razie czego się spakować. Ja mam wszystkie dokumenty ze sobą - dopowiadała Reporterka 24.
Stajnia w ogniu
O sprawie stale informowały bułgarskie media. Z relacji serwisu standartnews.com wynikało, że z ogniem walczyli strażacy z kilku miast, między innymi Burgas i Pomorie. Spłonąć miało około 150 hektarów lasów i krzewów, a w ogniu miała stanąć także stajnia, w której były trzy konie.
Po kilku godzinach sytuacja została opanowana. - Na szczęście ogień nie doszedł do hotelu. Z daleka widzimy jeszcze trochę dymu, ale nie ma już zagrożenia - poinformowała nas po godzinie 20 pani Katarzyna. Nie ma informacji o osobach poszkodowanych.
Autor: sc/aw / Źródło: standartnews.com, blitz.bg