Zaledwie 45 minut trwała poniedziałkowa manifestacja zwolenników premiera Władimira Putina i "Jednej Rosji" na Placu Maneżowym w Moskwie. Wiec był odpowiedzią na sobotnią demonstrację opozycji i ludzi sprzeciwiających się fałszerstwom, do których miało dość podczas wyborów parlamentarnych. "Nie mieli wyboru, musieli przyjść" - tak o uczestnikach dzisiejszego zgromadzenia mówi Andrzej Zaucha, reporter "Faktów" TVN.
Zdjęcia z dzisiejszej manifestacji w stolicy Rosji nadesłał na skrzynkę Kontaktu 24 @Jakub.
"Nie mieli wyboru, musieli przyjść"
Rosyjskie władze postanowiły odpowiedzieć na sobotnią manifestację Rosjan, którzy protestowali przeciwko fałszerstwom wyborczym i w poniedziałek zorganizowały wiec poparcia dla Władimira Putina oraz Dmitrija Miedwiediewa. Jak relacjonował na antenie TVN24 reporter "Faktów" Andrzej Zaucha, na Placu Maneżowym pojawiło się dużo mniej zwolenników, niż planowały władze. "Zapowiadano 20 - 30 tysięcy ludzi, ale manifestacja była dużo bardziej żałosna, bo na placu nie było nawet 4 tysięcy Rosjan" - mówił Zaucha.
Reporter dodał również, że większość ludzi została przywieziona na wiec dużymi autobusami. "Rozmawiałem z tymi ludźmi i byli to w większości urzędnicy, drobni biurokraci lokalni, którzy są bardzo mocno uzależnieni od władzy i nie mieli wyboru, musieli przyjść" - tłumaczył Zaucha.
Dziennikarz podsumował, że poniedziałkowy wiec zwolenników partii rządzącej znacznie różnił się od sobotniej demonstracji opozycji. "Atmosfera była ponura. Manifestacja trwała 45 minut, później wszyscy pobiegli do metra albo podstawionych autobusów" - powiedział na zakończenie reporter.
Autor: aj//tka