Kilkanaście karetek na podjeździe szpitalnego oddziału ratunkowego i kolejka pacjentów czekających na przyjęcie - tak wyglądało środowe popołudnie w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym we Wrocławiu. Lekarze zapewniali, że robią wszystko, co w ich mocy, by sytuację rozładować jak najszybciej. Pierwszy sygnał otrzymaliśmy na Kontakt 24.
O tym, że w środę karetki przez kilka godzin czekały na podjeździe przed szpitalnym oddziałem ratunkowym w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym we Wrocławiu poinformowali nas na Kontakt 24 internauci. Z ich relacji wynikało, że na przyjęcie czeka kilkanaście ambulansów, w których znajdują się pacjenci.
Dużo ludzi, mało miejsc i wózków
- Jest bardzo dużo ludzi, nie ma łóżek ani wózków. Gdy wyszedłem na zewnątrz, zobaczyłem 15 karetek czekających na przyjęcie. Wszystkich tu wysyłają - relacjonował pan Stefan, który czekał w kolejce do przyjęcia. To, na co skarżyli się pacjenci, nie umknęło też lekarzom. Wprost mówili o tym, że pracują pełną parą, ale w jednym czasie pojawiło się 15-16 karetek, a to automatycznie zaburza pracę oddziału. - Do jednego SOR skierowano tyle karetek, a są jeszcze pacjenci, którzy sami przychodzą. Wiem, że pogotowie ma bardzo dużo wyjazdów, może to przez pogodę - mówił lek. med. Goutam Chourasia, który w środę kierował pracami SOR przy ul. Borowskiej.
Medycy robili, co mogli, by poradzić sobie z napływem pacjentów. - Segregujemy ich zgodnie ze stanem zdrowia. W pierwszej kolejności przyjmujemy tych, którzy znajdują się w stanie zagrożenia życia. Próbujemy też robić miejsce i przyjąć wszystkich, którzy pomocy potrzebują - podkreślał Chourasia.
"To jakiś obłęd"
Zdaniem pana Stefana tłok na szpitalnym oddziale ratunkowym wynika m.in. ze złej organizacji służby zdrowia we Wrocławiu. Z jego obserwacji wynika, że wszystkie karetki kierowane są właśnie do szpitalnego oddziału ratunkowego przy ul. Borowskiej. - To jakiś obłęd. Większość ludzi na byle jaką chorobę od razu wzywa karetkę, bo ta przyjedzie i zrobi wszystkie badania. Dzisiaj na te specjalistyczne ciężko się dostać, trzeba długo czekać, a tu robią wszystkie badania i ludzie z tego korzystają - uważa mężczyzna.
Jak przekazała Monika Kowalska, rzeczniczka USK we Wrocławiu, to, że odział ratunkowy był przepełniony, nie jest sytuacją zadziwiającą. - Jeden ze szpitali ma zamknięte kilka oddziałów ze względu na pojawienie się bakterii. Co więcej, mamy okres w którym dużo ludzi choruje, zwłaszcza osoby starsze - powiedziała rzeczniczka w rozmowie z redakcją Kontaktu 24.
Autor: tam/i / Źródło: TVN24 Wrocław