Stan dwóch chłopców, poparzonych we wczorajszym pożarze samochodu, nadal jest ciężki. Dzieci były też podtrute tlenkiem węgla, ale nie doszło do zaczadzenia. O wypadku powiadomiła nas zarejestrowana w serwisie Kontaktu 24 pod nickiem Melania Anna Wójcik–Brzezińska - dziennikarka lokalnego tygodnika "Głos Skierniewic".
Do pożaru doszło wczoraj w Skierniewicach (woj. łódzkie). Matka chłopców - w wieku 2 i 3 lat - zostawiła ich zamkniętych w samochodzie zaparkowanym koło szkoły (kobieta poszła tam po swoje trzecie dziecko). Gdy wróciła, auto już płonęło.
Jak mówił dziś na antenie TVN24 Andrzej Krajewski, prezes Polskiego Stowarzyszenia Leczenie oparzeń, dzieci przebywają na oddziale intensywnej terapii, są podłączone do respiratorów.
"Myślałem, że samochód potrącił jednego z uczniów"
Kiedy kobieta wróciła, zobaczyła zadymiony wewnątrz samochód. Paliła się tylna kanapa, na której siedzieli chłopcy. Zaczęła wzywać pomocy. Jako jeden z pierwszych na miejscu pojawił się Adam Mostowski - nauczyciel wychowania fizycznego ze szkoły, do której chodzi siostra chłopców. Okazało się, że dziecko nie oddycha, więc nauczyciel przystąpił do reanimacji.
"Chłopcy leżeli już na chodniku i jedna z obecnych osób kazała mi zająć się jednym z braci" - powiedział.
Wczoraj o wypadku redakcję Kontaktu 24 powiadomiła Anna Wójcik–Brzezińska - dziennikarka lokalnego tygodnika "Głos Skierniewic". Oto jej relacja:
Matka przesłuchana przez policję
Policja prowadzi postępowanie w sprawie narażenia dzieci na utratę zdrowia lub życia. Wczoraj przesłuchana została matka dzieci. Powtórzyła, że pali papierosy, ale nigdy w samochodzie przy dzieciach, dlatego wyklucza, żeby przyczyną pożaru był niedopałek papierosa.
Dziś samochód ma oglądać biegły z zakresu pożarnictwa, na którego ustaleniach będą się przede wszystkim opierać policjanci.
Autor: pś//tka