Młoda sowa wypadła z gniazda i wylądowała na jednym z trawników w Nysie (Opolskie). Z pomocą pospieszył jej mieszkaniec miasta, weterynarz i miejscowi strażacy. Ptak bacznie obserwował przygotowania do akcji i nie stawiał oporu, gdy jeden z ratowników, po drabinie, wnosił go na drzewo. Nagranie z akcji pomocy sowie otrzymaliśmy na Kontakt 24.
W środę przed południem służby otrzymały zgłoszenie o tym, że na terenie Nysy z gniazda wypadła młoda sowa. Strażaków i weterynarza na nogi postawił pan Damian, który od kilku miesięcy bacznie przygląda się życiu sów zamieszkałych w pobliżu jego domu. Jak relacjonuje w rozmowie z redakcją Kontaktu 24 autor nagrania, reakcja strażaków była błyskawiczna.
- Akcja ratunkowa rozpoczęła się bardzo szybko. Pani weterynarz zbadała sowę. Nie stwierdziła żadnych nieprawidłowości. Ptak miał jedynie lekkie otarcie na dziobie, ale nie wymagało ono opatrzenia - opisuje. I dodaje, że sowa została zaobrączkowana.
Sowa siedzi i cierpliwie czeka
Na nagraniu widać siedzącego na trawniku ptaka. Wygląda jakby cierpliwie czekał na pomoc. Obserwuje też, jak strażacy przygotowują się do akcji. Jeden z ratowników zakłada rękawice i poinstruowany przez weterynarza wspina się na drabinę, by posadzić tam sowę. - Na miejscu były dwa zastępy. Strażacy przy użyciu drabiny mechanicznej pomogli weterynarzowi w umieszczeniu pisklęcia sowy w gnieździe - relacjonuje Łukasz Nowak z opolskiej straży pożarnej.
Dodaje, że działania na miejscu trwały niecałe 30 minut.
"Spisali się znakomicie"
- Cała akcja zakończyła się powodzeniem. Zarówno pani weterynarz, jak i strażacy spisali się znakomicie - zachwala pan Damian, który po kilku godzinach sprawdził, jak miewa się młoda sowa.
- Ten ptak jest bardzo młody, ma około miesiąca. Zazwyczaj spada niżej na gałąź. Tu się nie udało i sowa spadła na ziemię. Na szczęście nic jej się nie stało - cieszy się autor nagrania.
Dlaczego wezwał pomoc? Jak podkreśla, sowa pozostawiona sama sobie byłaby łatwym łupem dla drapieżników. Co więcej, mogłaby stać się atrakcją dla ludzi, którzy zwierzęciu nie daliby spokoju.
Strażacy przyznają, że podobne akcje nie są dla nich codziennością. - Na pewno nie zdarzają się częściej niż pożary, czy wypadki. Każdy dzień to dla nas nowe wyzwania - dodaje Nowak.
Autor: mj,tam//pm