Andrzej S., który w sobotę w nocy spowodował wypadek w Warszawie wjeżdżając w przystanek autobusowy, najbliższe trzy miesiące spędzi w tymczasowym areszcie. W wyniku uderzenia zmarło dwóch mężczyzn. Jak podała policja, kierujący osobówką miał blisko dwa promile alkoholu w organizmie. Po wypadku uciekł pieszo. Zatrzymano go na Mokotowie. Pierwszą informację o wypadku oraz zdjęcia z miejsca zdarzenia otrzymaliśmy na Kontakt 24.
Dzień wcześniej 35-latek, który w sobotę ok. godz. 1 w nocy w stanie nietrzeźwości wjechał w przystanek przy Marszałkowskiej, śmiertelnie potrącając dwóch mężczyzn, usłyszał zarzuty.
- Chodzi o spowodowania wypadku ze skutkiem śmiertelnym. Ponieważ znajdował się w stanie nietrzeźwości i uciekł z miejsca zdarzenia, jest to czyn zagrożony karą do 12 lat więzienia – poinformował w niedzielę Przemysław Nowak, rzecznik warszawskiej prokuratury. Jak poinformował, Andrzej S. przyznał się do winy.
Jak wynika ze złożonych przez mężczyznę zeznań, stracił on panowanie nad pojazdem, ponieważ pokłócił się z jedną z pasażerek. W samochodzie oprócz Andrzeja S. były jeszcze dwie kobiety – obie były pijane.
Śmiertelny wypadek
W sobotę ok. godz. 1 na Marszałkowskiej przy Hożej kierowca volvo zjechał z drogi. Zahaczył o wiatę przystankową i uderzył w dwóch mężczyzn stojących obok niej. 47-letni Polak i 33-letni Włoch nie mieli szans - zmarli mimo natychmiastowej reanimacji. Jak poinformowała stołeczna policja, mężczyzna uciekł z miejsca zdarzenia.
- Po dwóch godzinach został zatrzymany w swoim mieszkaniu na Mokotowie. Miał wtedy w organizmie 1,6 promila alkoholu. Będziemy ustalali, ile alkoholu we krwi miał w chwili zdarzenia - przekazał Nowak.
Autor: sc,ank,jk/popi,aw