"Nikt z nas nawet nie pomyślał, że na tej żaglówce mogą być jeszcze jakieś osoby" - napisał do nas AnalogReporter, który był świadkiem dramatycznej akcji ratunkowej na Jeziorze Powidzkim. 1 maja przewrócił się tam jacht kabinowy, na pokładzie którego znajdowało się pięć osób. Trzem z nich udało się wypłynąć, dwie zostały pod wodą.
Do wypadku doszło w trakcie długiego weekendu majowego. Piątka młodych ludzi wypłynęła na jezioro wypożyczonym jachtem, który wywrócił się na bok, najprawdopodobniej w wyniku silnego podmuchu wiatru. Dwie z nich znajdowały się w kabinie, która po wywrotce znalazła się metr pod wodą. Troje pozostałych wydostało się na zewnątrz o własnych siłach. Uratował ich przepływający obok inny jacht - między innymi ten moment na zdjęciach uwiecznił AnalogReporter.
Akcja ratunkowa prawidłowa?
Jachtu nie udało się ponownie postawić, dlatego słupeccy strażacy, którzy pojawili się na miejscu, zadecydowali o jego holowaniu. Po kilkunastu minutach łódź znalazła się na płyciźnie a więzione w kabinie osoby wydobyto po wycięciu otworu w burcie. Obie nie żyły.
Decyzja ratowników o holowaniu jachtu wzbudziła wiele kontrowersji. W mediach pojawiły się opinie sugerujące, że taki przebieg akcji mógł się przyczynić do śmierci uwięzionych. Sprawie przyjrzy się prokuratura, która ma zbadać między innymi prawidłowość działań słupeckich strażaków.
Autor: ja//ŁUD