Piranie Pacu sprzedawane są w sklepach akwarystycznych. Kiedy osiągają zbyt duże rozmiary, wrzucane są do zbiorników wodnych - wyjaśniał na antenie TVN24 Artur Krzyżak, szef Oceanarium Gdyńskiego. Naukowiec tłumaczył w ten sposób, jak to możliwe, że Reporter 24, blejkman wyłowił z zalewu przy rybnickiej elektrowni piranię.
"Zasadziłem się na karpia, ale złapałem wielką piranię" - chwalił się Reporter 24 blejkman, który umieścił w swoim profilu zdjęcia ryby złowionej w zbiorniku elektrowni Rybnik (woj. śląskie). Jak wyjaśnił jednak Artur Krzyżak, szef Oceanarium Gdyńskiego, napotkany okaz piranii nie jest tym najbardziej krwiożerczym.
Pirania Pacu - bo tak nazywa się zdobycz Reportera 24 - żywi się głównie roślinami i nasionami. W tym właśnie celu natura wyposażyła ją w mocne zęby. Jak ostrzega jednak Artur Krzyżak, Pacu prawdopodobnie nie pogardzi także palcem, lepiej więc nie eksperymentować.
Skąd na Śląsku wzięły się piranie?
Artur Krzyżak wyjaśniał też na antenie TVN24, w jaki sposób ryby z Ameryki Południowej znalazły się w śląskim zalewie. "Pacu trafiają do naszych sklepów akwarystycznych i są sprzedawane jako te krwiożercze (w rzeczywistości Pacu są jednak od nich dużo większe). Te ryby są wypuszczane, kiedy osiągną zbyt duże rozmiary. Akurat na Śląsku, w rybnickich zbiornikach woda jest cieplejsza, dlatego że często trafiają tam zrzutowe wody z elektrowni. Ciepła woda powoduje, że te ryby są tam w stanie dłużej wytrzymać i osiągać bardzo duże rozmiary" - wyjaśniał na antenie TVN24 Artur Krzyżak.
Brak wyobraźni. Tak naukowiec ocenia pracowników sklepów akwarystycznych, którzy aby nie wzbudzić w klientach podejrzeń zbyt dużymi rozmiarami piranii, wrzucają je do zalewów. Pasjonaci zaś kupują piranie Pacu błędnie przekonani, że posiadają najbardziej egzotyczny, krwiożerczy okaz.
Autor: ak//tka