Pięć samochodów osobowych spłonęło doszczętnie, a dwa zostały nadpalone na gdańskiej Morenie. Służby informują, że prawdopodobnie jest to skutek działania podpalacza. Pierwsze informacje oraz filmy otrzymaliśmy na Kontakt 24.
Jak powiedział nam dyżurny na stanowisku kierowania Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej w Gdańsku, strażacy dostali zgłoszenie o pożarze samochodów na ul. Raciborskiego w pobliżu skrzyżowania z ul. Myczkowskiego o godz. 3.28.
- Pięć samochodów osobowych spłonęło całkowicie (skoda, vw golf, nissan, opel i hyundai). Do tego nadpalone zostały dwa inne samochody oraz budynek mieszkalny (m.in. część bramy wjazdowej przy bloku) - poinformował strażak i dodał, że nikomu nic się nie stało, nie zarządzono ewakuacji.
W akcji, która trwała około jedną godzinę, uczestniczyły cztery zastępy strażaków.
Ustalają przyczynę
Policja wyceniła na straty na ponad 118 tys. zł.
Aleksandra Siewert z gdańskiej policji poinformowała na antenie TVN24, że cztery spalone samochody "były użytkowane przez jedną osobę" i to od nich zapaliły się pozostałe trzy pojazdy.
- Wstępnie biegły stwierdził, że przyczyną pożaru było celowe podpalenie - powiedziała policjantka. Jak zaznaczyła, to, czym poszkodowany mógł się narazić, jest dokładnie sprawdzane. - Przesłuchujemy świadków, rozmawiamy z poszkodowanymi. Działamy tak, aby jak najszybciej ustalić i zatrzymać sprawcę - oznajmiła Aleksandra Siewert.
"Porachunki biznesowe"?
Jak ustalił reporter TVN24 Adam Kasprzyk, właściciel czterech spalonych aut zajmuje się działalnością gospodarczą, prowadzi kilka firm. Rzeczniczka gdańskiej policji przyznała, że śledczy nie wykluczają, że mogły to być porachunki biznesowe. - To jest bardzo dokładnie sprawdzane, na razie nie możemy ujawniać takich informacji - powiedziała.
Siewert potwierdziła, że właściciel spalonych aut współpracuje z policją. - Członkowie tej rodziny są przesłuchiwani, niektórzy już przekazali nam informacje, my je teraz weryfikujemy - podkreśliła.
Na miejscu zdarzenia cały czas pracuje policja. - Przesłuchujemy pokrzywdzonych, świadków. Zabezpieczamy materiały i pozostawione ślady. Działamy, żeby jak najszybciej ustalić i zatrzymać sprawców - zapewniła Siewert.
Śledczy sprawdzają też, czy zdarzenie zostało zarejestrowane na miejskim monitoringu.
Autor: aka/ja