Pasażerowie samolotu, który w piątek wieczorem wylądował awaryjnie w Pradze przylecieli na warszawskie lotnisko Chopina. Powodem awaryjnego lądowania było podejrzenie, że na pokładzie mogła znajdować się bomba. Sprawcą alarmu bombowego jest Polak - poinformował czeski minister spraw wewnętrznych Milan Chovanec. Pierwsze sygnały otrzymaliśmy na Kontakt 24.
Samolot linii Enter Air lecący z Las Palmas na Wyspach Kanaryjskich do Warszawy, który lądował awaryjnie na praskim lotnisku Vaclava Havla w piątek ok. godz. 21, miał na pokładzie łącznie 168 osób: 162 pasażerów oraz sześciu członków załogi. Jak przekazał portal internetowy idnes.cz, samolotem podróżowali w większości Polacy.
Polskie MSZ poinformowało TVN24, że do lądowania doszło "z powodu zagrożenia bezpieczeństwa pasażerów". Oświadczenie wydały linie lotnicze Enter Air. "W trakcie lotu z Las Palmas do Warszawy jeden z pasażerów, znajdujący się prawdopodobnie pod wpływem środków odurzających, poinformował, że na pokładzie jest bomba" - poinformował przewoźnik w komunikacie przekazanym tvn24.pl.
Szef czeskiego resortu spraw wewnętrznych Milan Chovanec poinformował w telewizji CT24, że sprawcą incydentu jest Polak. Został on zatrzymany i przesłuchany przez policję. Ze względu na trwające śledztwo Chovanec odmówił udzielenia informacji, czy przy mężczyźnie znaleziono materiały wybuchowe. Nie chciał także komentować jaki był motyw działania sprawcy. Chovanec przekazał, że mężczyzna nie wydawał się być pod wpływem alkoholu.
Media czeskie podały, że mężczyzna nie chciał się poddać i policja musiała wejść do samolotu, aby go zatrzymać. Joanna Wajda, rzeczniczka MSZ potwierdziła w rozmowie z TVN24, że "osoba, która doprowadziła do tego incydentu została zatrzymana przez policję". - Na miejscu jest nasz konsul, który sprawdza, czy Polscy obywatele nie wymagają pomocy konsularnej, bo większość pasażerów tego samolotu to Polacy - mówiła w piątek wieczorem.
Maria Kovacs, polska konsul w Ostrawie przekazała wieczorem, że saperzy przeszukiwali samolot.
Nikt nie został ranny
Szef czeskiego resortu spraw wewnętrznych poinformował na Twitterze, że wszyscy pasażerowie czują się dobrze i nikt nie został ranny. - Do tej pory nic nie wskazuje na to, aby chodziło o atak terrorystyczny - napisał.
Wszyscy podróżni zostali ewakuowani i przeszli kontrolę paszportową w celu ustalenia ich tożsamości. Przewoźnik zapewnił, że wysłał zastępczy samolot po pasażerów, ponieważ załodze lecącej z Wysp Kanaryjskich do Warszawy skończyły się godziny, w których mogła pracować.
Pasażerowie na pokładzie zastępczego samolotu wylądowali w sobotę po godz. 8 w Warszawie.
"Nikt się nami nie zajął"
Jedna z pasażerek, która skontaktowała się z nami na Kontakt 24 skarżyła się na warunki panujące na miejscu.
- Nikt tutaj się nami nie zajął. Nie ma przedstawiciela biura, z którym lecieliśmy, nie ma przedstawiciela linii lotniczej. Przedstawiciel konsulatu jest niedoinformowany. Zostaliśmy bardzo źle potraktowani - mówiła w rozmowie z tvn24.pl Agnieszka Dąbrowska, która leciała samolotem z Las Palmas. Zwracała uwagę, że pasażerowie otrzymali wodę oraz koce dopiero po tym jak się o to upomnieli.
Agnieszka Dąbrowska dodała również, że kilkukrotnie zmieniała się godzina odlotu do Polski. - Mówili, że mamy zabezpieczone hotele i żywność. Nic nie było załatwione. Ludzie z małymi dziećmi leżeli na podłodze, udało się zabezpieczyć żywność i herbatę - powiedział jeden z pasażerów po wylądowaniu w Warszawie. Jedna z kobiet mówiła, że nie ma pretensji z powodu nocy spędzonej na lotnisku. - Wiem, jak trudno jest zorganizować nocleg w hotelu dla tak wielu osób w tak krótkim czasie - dodała.
Zdjęcia z akcji na praskim lotnisku umieścił na swoim profilu na Twitterze czeski minister spraw wewnętrznych Milan Chovanec. "Dziękuję policjantom i strażakom, interwencja była bardzo profesjonalna. Policja ma w tej chwili sytuację pod kontrolą" - napisał w jednym z tweetów.
Autor: mart,mb,js//rzw,tr / Źródło: TVN24, tvn24.pl, zpravy.idnes.cz, ceskatelevize.cz,novinky.cz, PAP