Najpierw powiedziała, że wysadzi stację benzynową w powietrze. Teraz 41-latka z Bielawy (Dolnośląskie) usłyszała cztery zarzuty. Grozi jej do ośmiu lat więzienia. Pierwszą informację i nagranie z monitoringu otrzymaliśmy na Kontakt 24.
Po południu 15 czerwca na jednej ze stacji paliw w Bielawie pojawiła się kobieta. Jej zachowanie i personelowi, i klientom wydawało się niepokojące.
Najpierw zaczepiała ludzi, w niektórych rzucała palącymi się zapałkami. Później podeszła do butli z gazem. Gdy została przegoniona, poszła w kierunku dystrybutora paliwa. Jedną ręką chwyciła pistolet do tankowania, drugą zapałkę. To wtedy, jak relacjonuje kierownik stacji, zagroziła że wysadzi wszystko w powietrze. Słów nie wprowadziła w czyn, bo przeszkodził jej jeden z mężczyzn.
Cztery zarzuty
Po wymianie słów kobieta odeszła. Została zatrzymana po kilkudziesięciu godzinach przez policję. W poniedziałek usłyszała zarzuty.
- Ewa G. usłyszała cztery zarzuty. Dwa z nich dotyczą gróźb, których dopuściła się w maju i w czerwcu. Kolejny zarzut dotyczy zniszczenia samochodu, a ostatni zdarzenia ze stacji benzynowej - informuje Tomasz Orepuk z Prokuratury Okręgowej w Świdnicy.
Zdaniem śledczych to, co widać na nagraniu z monitoringu, to próba sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa zdarzenia zagrażającego życiu i zdrowiu wielu osób w postaci eksplozji materiałów wybuchowych lub łatwopalnych.
Za to Ewie G. grozi do ośmiu lat pozbawienia wolności. Jak przekazuje prokurator kobieta przyznała się do winy, ale nie potrafiła wytłumaczyć swojego zachowania. Śledczy wnioskują do sądu o zastosowanie wobec kobiety środka zapobiegawczego w postaci trzymiesięcznego aresztu.
Autor: tam / Źródło: TVN 24/Wrocław