Kierowca skody wjechał pod prąd na wiadukt łączący ulicę Hynka z Łopuszańską w Warszawie. Z nagrania, które otrzymaliśmy na Kontakt 24 wynika, że zdążył w ten sposób przejechać około 200 metrów.
Sytuacja została zarejestrowana przez Reportera 24 w środę. Jechał około godziny 10 ulicą Hynka w kierunku Alej Jerozolimskich.
Na nagraniu widać, jak wjeżdża na wiadukt nad aleją Krakowską. Jedzie lewym pasem. Przed nim jest kilka innych aut. Nagle kierowcy zwalniają i zjeżdżają na prawy pas. Przed autorem filmu pojawia się skoda, zwrócona tyłem do kierunku jazdy. Ma włączone światła awaryjne i cofa.
W tym momencie skoda znajduje się mniej więcej w połowie wiaduktu. Od tego miejsca, musi jeszcze pokonać ponad 200 metrów, by dotrzeć na Łopuszańską, gdzie kończą się bariery oddzielające obie jezdnie. Dopiero wtedy kierowcy udaje się wrócić na odpowiedni pas. Podczas cofania dochodzi do dwóch niebezpiecznych sytuacji. Najpierw kierowca skody podjeżdża niebezpiecznie blisko osi jezdni, co wygląda tak, jakby ledwie udało mu się uniknąć stłuczki z jadącą obok ciężarówką. Chwilę później wjeżdża na krawężnik przy barierach energochłonnych i niewiele brakuje, by otarł się o bariery.
Co grozi za jazdę pod prąd?
Jazda pod prąd jest traktowana przez policję jako wykroczenie. Zgodnie z policyjnym taryfikatorem za takie zachowanie grozi do pięciuset złotych mandatu i do sześciu punktów karnych. W przypadku, gdy naruszenie zasad bezpieczeństwa było szczególnie rażące albo doszło jednocześnie do popełnienia innych wykroczeń, policjant może nałożyć mandat do tysiąca złotych. Może również zatrzymać prawo jazdy, ale wtedy nie może sam wymierzyć mandatu. Musi skierować do sądu wniosek o ukaranie takiego kierowcy.
Autor: kk/ran / Źródło: tvnwarszawa.pl, Kontakt 24