"Ścisk, płacz dzieci, wulgaryzmy i rękoczyny wśród fali tłumu… przewrócone zapory ze znakiem zakaz wjazdu, o które przewracają się ludzie. Jednym słowem - koszmar" - napisał na Kontakt 24 @Tomasz. Tak wyglądała po godzinie 12 sytuacja w pobliżu Cmentarza Bródnowskiego u zbiegu ulic św. Wincentego i Borzymowskiej.
"Próbowałem dojść od Kościoła Murowanego na Bródnie do ulicy Borzymowskiej. Ścisk, płacz dzieci, wulgaryzmy i rękoczyny wśród fali tłumu… przewrócone zapory ze znakiem zakaz wjazdu, o które przewracają się ludzie. Jednym słowem koszmar" - poinformował naszą redakcję @Tomasz.
"Na miejscu jest policja i żandarmeria wojskowa. Miasto w ogóle nie zadbało o bezpieczeństwo ludzkie, policja również. Ludzie, którzy wydobyli się z tłumu i zaczepiali policjantów spotykali się z milczeniem lub ironią. To prawdziwy skandal" - relacjonował.
Podobnych informacji redakcja Kontaktu 24 otrzymała kilka. Sytuację z góry obserwowała też załoga Błękitnego 24. Tysiące ludzi utknęło na ulicy Borzymowskiej i na św. Wincentego. Tłumy napierały z każdej strony. Nie można było wejść na cmentarz, ani z niego wyjść.
Kolejne osoby, które informowały o zamieszaniu w okolicach nekropolii podkreślały, że organizacja ruchu jest fatalna. "Na miejscu jest żandarmeria wojskowa, policja i straż miejska. Nikomu nie przyszło do głowy, aby podzielić jezdnię na dwie czesci i zadbać, aby nie doszło do makabrycznego tłoku" - oburzali się mieszkańcy.
Około godziny 15. zator się rozładował. "Ulice wokół cmentarza stały się deptakami" - relacjonowała Marta Klos, reporterka TVN24.
Autor: js,kde/ja