- Jechał z prędkością około stu kilometrów na godzinę. Pod prąd musiał przejechać co najmniej osiem kilometrów - opowiada pan Aleksander, który w czwartek po południu minął się z autem pędzącym pod prąd drogą ekspresową z Puław do Lublina. Nagranie przesłał na Kontakt 24.
- Ja jeżdżę dość przepisowo, więc kierowcy mnie wymijają i jeden mijał mnie właśnie. Potem zjechał na prawy pas, zaskoczyło mnie, co robił ten kierowca przede mną. Ale wtedy zobaczyłem samochód jadący pod prąd. To był szok, bo wyjechał zza zakrętu - relacjonował pan Aleksander, autor nagrania.
Mężczyzna zaznaczył, że wydawało mu się, że kierowca jechał z prędkością około 100 kilometrów na godzinę. - Tak wnioskuję po tym co widziałem. Mignął koło mnie - mówił. Dodał, że do najbliższego zjazdu było około ośmiu kilometrów. - Obliczyłem mniej więcej, ile to mogło być. Jadąc patrzyłem, gdzie jest następny zjazd i jest gdzieś na wysokości Sławina w Lublinie, czyli około osiem kilometrów - opowiadał.
Mężczyzna zaznaczył, że na drodze był pas zieleni i pobocze, na które mógł zjechać kierowca. - "Podziwiam" go, że jechał tak długo i szybko. Samochody mrugały i ja mu też mrugnąłem. Byłem w szoku, że spotkałem samochód, który stwarza takie niebezpieczeństwo na drodze - dodał.
Zaznaczył, że inni kierowcy szybko jechali. - Samochody wyprzedzały mnie z dużą prędkością. Aż dziwne, że nie doszło do wypadku - powiedział.
Policja apeluje do świadków
Skontaktowaliśmy się z Komendą Miejską Policji w Lublinie, żeby zapytać czy takie zgłoszenie wpłynęło.
- Mieliśmy zgłoszenie od kierowców o jeździe pod prąd w okolicy węzła Rudnik. Pierwsze wpłynęło o godzinie 13.11. Prowadzimy czynności w sprawie jazdy pod prąd, naruszenie znaku i stworzenia zagrożenia. Ze względu na to, że zagrożenie było realne, apelujemy do kierowców, którzy go mijali i musieli zjeżdżać mu z drogi, żeby się do nas zgłaszali - przekazał komisarz Andrzej Fijołek z Komendy Wojewódzkiej Policji w Lublinie.
Policjant dodał, że patrol od razu został wysłany, jednak kierowcy musiało udać się gdzieś zjechać. - Nie tak łatwo jest namierzyć takiego kierowcę. Najprawdopodobniej zjechał z trasy. Wszystko wskazuje na to, że do niczego, na szczęście, nie doszło na drodze, ale będziemy robić wszystko, aby ten kierowca poniósł odpowiedzialność, bo to skrajnie rażące zachowanie – dodał kom. Fijołek.
Autor: dk,bż/ gp