"Zatrudnię zabójcę, który zabije mojego męża" - ogłoszenie takiej treści pojawiło się dziś w jednej z warszawskich gazet z darmowymi anonsami. Ogłoszeniodawca zapewnia dostęp do niezbędnych informacji oraz broni, a za wykonanie usługi proponuje łącznie 400 tysięcy złotych. Głupi żart? Być może, ale jak twierdzą przedstawiciele gazety, sprawą zajęła się już policja. Tłumaczą też, że publikacja ogłoszenia o takiej treści wynika z niedoskonałości systemu komputerowego.
Ogłoszenie wypatrzył @Krzysztof, a zdjęcia przesłał do redakcji Kontaktu 24.
Zaskakujące ogłoszenie pojawiło się na 24-tej stronie warszawskiego wydania gazety "Oferta", pod hasłem "Pracownik biurowy". I mimo, że znalazło się wśród setek podobnych, nie umknęło uwadze ani naszego internauty, ani policji.
"W jednej z naszych siedzib pojawili się funkcjonariusze w celu wyjaśnienia tej sprawy. Jak zawsze w takich sytuacjach będziemy współpracować z policją w zakresie wykrycia sprawców" - zapewnia Jan Mazurek, dyrektor ds. marketingu wydawnictwa, które jest właścicielem gazety.
System nie odrzucił ogłoszenia
Jak to się stało, że ogłoszenie w ogóle znalazło się w gazecie? Jak wyjaśnia Mazurek, anonse zgłaszane drogą elektroniczną - a tak właśnie było w tym przypadku - nie są weryfikowane.
"Mamy skrypt, który wyłapuje w nich między innymi wulgaryzmy i takie ogłoszenia są automatycznie odrzucane, ale w tym wypadku system najwyraźniej nie wykrył żadnej nieprawidłowości" - tłumaczy. Słowa "szukam zabójcy" w dziale ofert pracy nie okazały się więc dla systemu żadną "nieprawidłowością".
Anonimowe ogłoszenie? "Nie w tych czasach"
"Dziennie dostajemy od kilkunastu do nawet kilkudziesięciu tego typu ogłoszeń. Nie jesteśmy w stanie weryfikować wszystkich" - tłumaczy. Styczność z żywym człowiekiem mają tylko te ogłoszenia, które zgłaszane są za pomocą papierowych formularzy lub nagrywane na automatyczną sekretarkę. A - jak zapewniają pracownicy firmy - to właśnie ogłoszenia zamieszczane drogą elektroniczną stanowią lwią część wszystkich anonsów.
"Nie oznacza to jednak, że ich autorzy są anonimowi. W dzisiejszych czasach nie ma czegoś takiego, jak anonimowość w sieci" - mówi Mazurek. I dodaje, że jeśli policji uda się ustalić sprawcę zamieszania, wydawnictwo nie wyklucza wkroczenia z nim na drogę sądową.
Autor: ja//ŁUD