Awaryjne hamowanie pociągów w stolicy. Pomiędzy stacjami Warszawa-Włochy a Warszawa-Ursus niemal doszło do zderzenia. Dwa składy: Kolei Mazowieckich i Intercity jechały w tym samym kierunku, a do zatrzymania doszło tuż przed miejscem, gdzie tory zbiegają się. Przez kilka godzin pasażerowie musieli liczyć się z utrudnieniami. Pierwszą informację o zdarzeniu, do którego doszło w piątek wieczorem, otrzymaliśmy na Kontakt 24.
Jak powiedział redakcji Kontaktu 24 Mirosław Siemieniec, rzecznik prasowy PKP Polskich Linii Kolejowych, o godzinie 19:21 maszynista pociągu IC relacji Warszawa-Poznań użył urządzenia "radio-stop", które umożliwia zatrzymanie będących w ruchu pociągów.
"Zatrzymał się również pociąg Kolei Mazowieckich Warszawa Zachodnia-Sochaczew" - mówił rzecznik.
Jak wytłumaczył, pociągi jechały po dwóch torach w tym samym kierunku. Kawałek dalej tory zbiegają się w jeden, a do zatrzymania doszło przed tym miejscem. Nikomu z pasażerów nic się nie stało.
Wstępne ustalenia: zawinił maszynista Kolei Mazowieckich
Jak dowiedziała się TVN24, wstępne ustalenia wskazują, że to maszynista Kolei Mazowieckich nie zareagował na sygnał "stój".
Informacje te potwierdził Mirosław Siemieniec. "Wstępne ustalenia komisji potwierdzają zgodne z procedurą bezpieczeństwa wykorzystanie przez maszynistę PKP Intercity systemu 'radio-stop" oraz niezatrzymanie się w wyznaczonym miejscu pociągu Kolei Mazowieckich relacji Warszawa Rembertów-Sochaczew" - poinformował Mirosław Siemieniec.
Nie ma już utrudnień
"Do godz. 23 pasażerowie pociągów uczestniczących w zdarzeniu udali się w stronę Sochaczewa i Poznania kolejnymi pociągami. IC zamówiło dwie taksówki osobom, które jechały na lotnisko. Do pociągu Warszawa - Poznań dostarczono też partie wody. Po godz. 24.00 zjechały z miejsca pociągi (puste). Na trasie Warszawa - Sochaczew nie ma utrudnień w ruch pociągów" – poinformował po północy rzecznik.
Według Mirosława Siemieńca, pracownicy PKP PLK "bez zwłoki, zgodnie z procedurą przekazali informację o zdarzeniu policji". "Pierwsi funkcjonariusze przybyli na miejsce wraz z komisją" - poinformował rzecznik.
Jak ustaliły "Fakty" TVN, policja przyjechała na miejsce około 1,5 godziny po zdarzeniu. Według informacji "Faktów", jako pierwsi o sprawie poinformowali funkcjonariuszy nie pracownicy kolei, lecz pasażerowie.
"Pierwsze zgłoszenie otrzymaliśmy o godzinie 20:40. Mężczyzna zadzwonił na numer alarmowy 112 i poinformował nas o zdarzeniu. Później odebraliśmy jeszcze wiele wezwań na to miejsce" – poinformowała redakcję Kontaktu 24 Iwona Jurkiewicz z Komendy Stołecznego Policji.
Autor: gk,mg/dw,tka