Nauczycielka z Warszawy miała otrzymać w najbliższy piątek drugą dawkę szczepionki przeciw COVID-19, ale termin został przełożony. A to oznacza, że minie rekomendowany czas 12 tygodni na jej podanie. Z innego punktu szczepień kobieta skorzystać nie może. - Jesteśmy uzależnieni od dostaw rządowych, a liczba dostępnych dawek szczepionki AstraZeneca się zmniejszyła - tłumaczył Adam Buczkowski, rzecznik szpitala. Informację o przełożeniu szczepienia nauczycielki otrzymaliśmy na Kontakt 24.
Pani Jadwiga napisała we wtorek na Kontakt 24. Przekazała, że otrzymała produkt firmy AstraZeneca w Szpitalu Wolskim w ramach akcji szczepienia nauczycieli. I czekała na drugą dawkę. Według planów, miała ją otrzymać w piątek 28 maja. - Otrzymałam jednak informację, że szczepienie się nie odbędzie ze względu na brak dawek. Zostało przełożone na 8 czerwca, a 3 czerwca mija równo 12 tygodni od podania pierwszej - zauważyła pani Jadwiga.
"Mamy też innych pacjentów, a dawek mniej"
12 tygodni to maksymalny dopuszczalny termin, po którym powinno się - według rządowych zaleceń - podać drugą dawkę szczepionki. - Jestem na emeryturze, ale nadal pracuję w szkole i skorzystałam z oferty rządu szczepień dla nauczycieli. Otrzymałam informację, że nauczycieli z Woli i Bemowa szczepi wyłącznie Szpital Wolski. Gdyby nie ten program, już dawno byłabym zaszczepiona dwiema dawkami w swojej grupie wiekowej i to szczepionkami innych firm – nie kryła żalu pani Jadwiga.
Zaznaczyła, że próbowała zmienić miejsce szczepienia, ale usłyszała na infolinii 989, że nie może być skierowana gdzie indziej. - Zapytałam, czy w takim razie szczepienie będzie działać, czy ono ma sens, ale nie otrzymałam odpowiedzi - relacjonowała nasza czytelniczka.
Dziennikarze portalu tvnwarszawa.pl o sprawę zapytali rzecznika Szpitala Wolskiego. – Jesteśmy uzależnieni od dostaw rządowych, a liczba dostępnych dawek tej szczepionki się zmniejszyła – przyznał Adam Buczkowski.
Dodał, że kilka dni temu informował o tym minister Michał Dworczyk. - Otrzymaliśmy informację od firmy AstraZeneca, że 800 tysięcy szczepionek, które miały dojechać do Polski w tym tygodniu, nie dojadą - mówił w Dworczyk, który jest pełnomocnikiem rządu do spraw szczepień.
Jak podkreślił Adam Buczkowski, szpital był zmuszony przenieść terminy kilkuset pacjentów, którzy mieli otrzymać drugą dawką. Szpital nie wykonuje już szczepień nowym osobom (uczestniczył tylko w akcji szczepienia medyków i nauczycieli). - Nie możemy tego przyspieszyć, ponieważ mamy też innych pacjentów, a dawek mniej. Może się zdarzyć, że któryś nie przyjdzie, wtedy wzywamy z listy kolejne osoby - dodał.
"To punkt szczepień powinien zadbać o przeniesienie pacjentki"
Sytuacją zdziwiony jest ekspert Naczelnej Rady Lekarskiej ds. COVID-19 dr Paweł Grzesiowski.
- Pięciodniowe opóźnienie nie jest uważane za istotne dla rozwoju odporności poszczepiennej. Istotne jednak staje się pytanie, dlaczego punkt szczepień, który nie ma szczepionki, nie może przenieść pacjentki do punktu, gdzie szczepionka jest? To jest możliwe do wykonania w systemie, choć na razie zapowiedziano nam, że dopiero od 1 lipca będziemy mogli szczepić się w dowolnym punkcie szczepień. Jeżeli występuje ryzyko przekroczenia terminu podania drugiej dawki, to punkt szczepień sam powinien zadbać o przeniesienie pacjentki - twierdzi dr Grzesiowski.
Zwrócił również uwagę na fakt, że wiele punktów szczepień ma wciąż wolne terminy na podanie dawek preparatu AstryZeneki. - Zaszczepienie się tą szczepionką nie stanowi obecnie problemu w większości regionów kraju - zaznaczył.
Dziennikarze zapytali eksperta, ile czasu musiałoby upłynąć, by było już za późno na podanie drugiej dawki szczepionki. - Nie ma ustalonego okresu, którego nie można przekroczyć. Natomiast nie ma również badań, które mówiłyby o skuteczności szczepionki podanej w innych terminach niż wyznaczone przez producenta - zastrzegł. Jak wyjaśnił, w przypadku przyjęcia drugiej dawki w późniejszym terminie niż ten, który podano w zarejestrowanych wskazaniach, pacjent powinien po upływie od czterech do sześciu tygodni przejść badania pod kątem sprawdzenia stężenia przeciwciał.
- Nie jest to niebezpieczne dla pacjenta, ale szczepienie może mieć mniejszą skuteczność. Taki pacjent trafia do indywidualnego toku szczepień - podkreślił dr Grzesiowski. I dodał, że gdyby organizm pacjenta nie odpowiedział na przyjęcie drugiej dawki i nie wytworzył odpowiedniej ilości przeciwciał, wówczas należałoby rozważyć możliwość podania dawki trzeciej.
Autor: dk,ran,kk/b / Źródło: Kontakt 24/tvnwarszawa.pl