- Prosiłem go, błagałem prawie na kolanach, żeby poczekał do poniedziałku, bo w piątek i w sobotę przyjeżdżają dzieci - napisał na Kontakt 24 właściciel hotelu w Biskupicach Podgórnych na Dolnym Śląsku. Wczoraj na teren obiektu wszedł komornik, by zająć wyposażenie. Tego samego dnia do hotelu przyjechała grupa dzieci z Norwegii, a kolejna miała przyjechać dzisiaj.
Decyzją sądu ruchomość Lappo Hotelu, czyli jego wyposażenie, miało zostać zlicytowane. Właściciel hotelu złożył jednak odwołanie, czekał na ustosunkowanie się do tego wniosku. Mężczyzna nie doczekał się jednak odpowiedzi. Zamiast niej w piątek został poinformowany, że ruchomość zostanie zlicytowana tego samego dnia.
"Prosiłem go, błagałem prawie na kolanach, żeby poczekał do poniedziałku, bo w piątek i w sobotę przyjeżdżają dzieci. Dziś mają być trzy busy, jutro kolejne 140 osób. Co mam z nimi zrobić? Ale komornik był nieugięty. Powiedział 'co mnie to obchodzi?' "- mówił Lappo.
Goście w potrzasku
"Na dzieci czeka kolacja, a komornik wynosi nam meble. Dzieci nie będą miały gdzie spać. W pobliżu nie ma innego hotelu" - martwił się hotelarz. Mężczyzna twierdzi, że komornik nie poinformował go o dacie licytacji. "Mógłbym się przygotować, odwołać wycieczki" - mówił Ignacy Lappo.
Gdy w piątek wieczorem w Biskupicach Podgórnych pojawiła się reporterka TVN24, przed Lappo Hotelem stał już jeden z oczekiwanych autokarów. Pilotka próbowała znaleźć inny nocleg.
Komornik nie chciał z reporterką rozmawiać. "Odesłał nas do rzecznika izby komorniczej dodając tylko, że sprawę można było załatwić dużo wcześniej w cywilizowany sposób" - relacjonowała Katarzyna Poniat, reporterka TVN24.
Autor: ak/ja