„Poczułem bardzo silny huk i szarpnięcie. Pomyślałem sobie, że w katastrofie kolejowej ludzie zawsze tracą nogi przez zetknięcie się siedzeń, w związku z tym starałem się podciągnąć nogi. Jedną mi się udało, drugiej już nie zdążyłem, bo w ciągu pięciu sekund był następny huk i później jeszcze trzeci" - tak moment katastrofy pociągów w pobliżu Szczekocin wspomina @Witold, jeden z pasażerów, który napisał na skrzynkę Kontaktu 24. W tragedii, do której doszło w sobotę około godziny 21, zginęło co najmniej 16 osób, a kilkadziesiąt zostało rannych.
"Jechałem trzecim wagonem pociągu z Krakowa do Warszawy. W pierwszej klasie. Jak się później okazało, na szczęście tyłem do kierunku jazdy. Pani, która siedziała obok mnie, pani Marta - upadła. Spadła między siedzenia. Leżała ściśnięta, wzdłuż, na mojej nodze" - opisuje @Witold.
"Potem przyszły osoby z innego przedziału, bo tam się nic nie stało. Panowie próbowali odepchnąć te siedzenia ale im się nie udało. Zaczęliśmy starać się o pomoc. Zadzwoniłem na 112 o 21.03 i oni już wiedzieli o katastrofie. Powiedzieli, że już jadą"- relacjonuje.
Pomogła walizka
"W przedziale były trzy osoby. Mieliśmy dużo szczęścia dzięki walizce pani Marty. Przyszła z taką metalową ciężką walizką, poprosiła żebym położył ją na górę. Powiedziałem po co, nie ma sensu" - wspomina @Witold. "Postawiliśmy walizkę między siedzeniami. Ponieważ była metalowa, zatrzymała te siedzenia. Dzięki temu nie zwarły się całkowicie. Inaczej panią by zmiażdżyło, a mi nogę mogło zmiażdżyć. Mieliśmy dużo szczęścia" - dodaje.
Autor: kde/jaś