Ulice Bogatyni wciąż toną w wodzie, a mieszkańcy mozolnie próbują uporać się z żywiołem, który zniszczył ich dobytek. Wielu z nich winnego widzi w burmistrzu miasta, którego szef MSWiA Jerzy Miller oskarżył już o opieszałość w walce z powodzią. Są jednak i tacy, którzy bronią Andrzeja Grzmielewicza.
Grzmielewicz odpiera głosy rozgoryczenia i niezadowolenia. "Woda zmiotła wszystko, co było na jej drodze. Nic nie wskazywało na to, że może tak gwałtownie pójść w górę o kilka metrów" – tłumaczy. "Jestem małym samorządowcem, a nie ministrem" - dodaje, przyznając, że w słowach ministra czuje próbę zrzucenia odpowiedzialności. Burmistrza broni też część mieszkańców.
ja
Autor: redakcja