- Jedni uciekali z sali, drudzy wracali, bo zostawili w środku znajomego albo kogoś z rodziny. Wrzeszczeli, byli cali we krwi - relacjonował w rozmowie redakcją Kontaktu 24 pan Mieczysław. Polak z balkonu swojego mieszkania obserwował wydarzenia po ataku terrorystycznym w sali koncertowej Bataclan w Paryżu. Jak poinformował, obecnie służby wynoszą z budynku ciała ofiar.
Mężczyzna mieszka tuż obok sali. Jak powiedział naszej redakcji, przed godziną 22 razem z żoną usłyszał kilka wybuchów i strzały. Wyszedł na balkon.
- Ludzie wybiegali z sali koncertowej. Jedni uciekali, drudzy wracali, bo zostawili znajomego albo kogoś z rodziny. Kryli się za samochodami, bo nie wiedzieli, z której strony padną strzały. Krzyczeli, byli cali we krwi - relacjonował pan Mieczysław.
"Zabierają ciała"
Jak relacjonował, na miejscu nadal działają służby.
- Teraz jest tu spokój. Pod salę koncertową podjeżdżają samochody i zabierają ciała. Policja jest tutaj, kontrolują wszystkich. Samemu nie wolno się poruszyć, tylko pod eskortą policji - relacjonował w sobotę po godz. 12 mężczyzna.
Podał też, że policja poinformowała mieszkańców okolicy, aby opuszczali mieszkania tylko w nagłych przypadkach.
- Załamani są wszyscy, jak widzą, co się stało, ile osób zginęło. Nikt nie może się z tym pogodzić. Każdy z nas mógł zginąć od strzału - dodał.
Tragiczna seria zamachów
W piątkowy wieczór w Paryżu doszło do serii zamachów. W centrum oraz na północy doszło do kilku strzelanin oraz eksplozji w pobliżu stadionu. Łącznie zginęło co najmniej 129 osób. Prezydent Francji Francois Hollande ogłosił w wystąpieniu telewizyjnym stan wyjątkowy na terenie całego kraju oraz zamknięcie granic.
Autor: mz//tka