Samochód osobowy do połowy zatopiony w stawie wypatrzył dziś jeden z pracowników zakładu meblarskiego w Gronowie Górnym niedaleko Elbląga. Tuż po tym, jak auto zostało wyciągnięte przez strażaków, zjawiła się po nie laweta, wynajęta przez... właściciela samochodu. Jak twierdzą świadkowie - samochód do zbiornika wepchnął sam kierowca, zdenerwowany faktem, że auto nie chciało odpalić. Zdjęcia auta zamieścił na swoim profilu w Kontakcie 24 serwis ELNEWS.
Auto znajdowało się w zbiorniku przeciwpożarowym jednego z okolicznych zakładów meblarskich. To właśnie jeden z pracowników tego zakładu zaalarmował straż pożarną.
Samochód został wyciągnięty na brzeg, a dno stawu - przeszukane przez nurków. Jedyne co znaleziono, to fragment linki holowniczej. "To wskazywało, że ktoś już wcześniej próbował wyciągnąć samochód" - relacjonuje w rozmowie z redakcją Kontaktu 24 Jakub Sawicki z Komendy Miejskiej Policji w Elblągu.
Ku zdziwieniu strażaków i patrolu policji, chwilę po wyciągnięciu auta na brzeg, na miejscu pojawiła się też laweta. Kierowca posiadał dowód rejestracyjny zatopionego pojazdu. "Twierdził, że jest znajomym użytkownika auta, który zlecił mu wyciągnięcie samochodu. Mówił, że próbował to już raz zrobić wczesnym rankiem, ale pękła mu linka holownicza" - tłumaczy Sawicki. Sam właściciel przebywał wtedy w pracy.
Wepchnął samochód do stawu?
Właścicielem auta okazał się pewien 28-latek. Samochód kupił niespełna miesiąc temu i jeszcze nie zdążył go przerejestrować. Jak informuje rzecznik elbląskiej policji, świadkowie twierdzą, iż to właśnie właściciel miał wepchnąć samochód do zbiornika, rozjuszony faktem, że auto nie chce odpalić. Czy tak rzeczywiście było? Ustali to elbląska policja.
Autor: ja//tka