Interwencja, śmierć 34-latka, zamieszki. Sekcja nie wykazała śladów duszenia

Zamieszki w Białymstoku

Sekcja zwłok 34-letniego mężczyzny z Białegostoku wykazała, że nie miał on urazów wewnętrznych głowy ani śladów duszenia na szyi. Mężczyzna był chory na schizofrenię. Dokładna przyczyna śmierci będzie znana po przeprowadzeniu dodatkowych badań. 34-latek zmarł dwa dni po tym, jak w jego mieszkaniu interweniowała policja. W niedzielę około 200 osób zgromadziło się przed komisariatem policji. Nagranie, na którym widać konfrontację mieszkańców z funkcjonariuszami, otrzymaliśmy na Kontakt 24 od Karola.

Kontakt24 - Opinia użytownika

- Mieszkańcy mówią, że to z winy policjantów mężczyzna nie żyje. Policjanci twierdzą, że znaleźli się w nieodpowiednim miejscu w nieodpowiednim czasie, a wszystko to wina kłopotów zdrowotnych mężczyzny. To będzie w tej chwili badała prokuratura - relacjonowała w poniedziałek Anna Borkowska-Minko, reporterka TVN24.

- W piątek, 8 kwietnia, wszczęliśmy śledztwo mające na celu ustalenie, czy interwencja przeprowadzona przez policjantów była zasadna i przeprowadzona zgodnie z przepisami prawa. Sprawdzamy, czy nie doszło do przekroczenia uprawnień, następstwem czego był zgon - poinformował nas w poniedziałek prokurator Marek Winnicki z Prokuratury Rejonowej Białystok-Południe.

Biuro Kontroli Komendy Głównej Policji zdecydowało natomiast, że przeprowadzi w Białymstoku kontrolę. Zostanie zbadany m.in. przebieg sobotniej interwencji, a raport w tej sprawie trafi do p.o. Komendanta Głównej Policji.

W poniedziałek odbyła się sekcja zwłok 34-latka. Jak poinformował Marek Winnicki z z Prokuratury Rejonowej Białystok-Południe, badanie wykazało, że mężczyzna nie miał urazów wewnętrznych głowy, krwiaków oraz złamań ani śladów duszenia na szyi. Prokurator dodał, że na skutek reanimacji mężczyzna ma złamane żebra i mostek.

W okolicach nadgarstków i dłoni - w miejscach, gdzie były kajdanki - występują natomiast otarcia. - Urazy, które zostały stwierdzone w toku badania sekcyjnego nie spowodowały zgonu mężczyzny. Jednocześnie wykluczono, aby śmierć mężczyzny nastąpiła w wyniku działania siły rąk ludzkich na szyję tego mężczyzny - zaznaczył prokurator. Przekazał, że nie jest znana przyczyna śmierci 34-latka. Konieczne jest wykonanie dodatkowych badań toksykologicznych i histopatologicznych.

Zamieszki i protesty na marszu pamięci

W niedzielę, około godziny 17, na ulicy Barszczańskiej w Białymstoku protestowali mieszkańcy, którzy uważają, że 34-letni mężczyzna zmarł z winy interweniujących w jego mieszkaniu policjantów.

- Mieliśmy informację, że mają zamiar przemieścić się pod komisariat policji przy ulicy Wrocławskiej. Zabezpieczaliśmy przejście tych osób. W kulminacyjnym momencie było ich około 200 - poinformował mł. asp. Bartosz Kajewski z zespołu prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Białymstoku.

Policjant dodał, że nikomu nic się nie stało. Całe zgromadzenie trwało około dwóch godzin. Po niedzielnych zamieszkach policja zatrzymała 22 osoby, w tym dwoje nieletnich.

- Dwie osoby spośród zatrzymanych były poszukiwane za inne przestępstwa i wykroczenia. Część została zwolniona do domów. W dalszym ciągu zatrzymanych jest 10 osób, a 4 osoby przebywają na izbie wytrzeźwień - informował w poniedziałek podinsp. Andrzej Baranowski, rzecznik prasowy Podlaskiego Komendanta Wojewódzkiego Policji.

Interwencja i śmierć 34-latka

Mieszkańcy wyszli na ulicę po raz pierwszy w sobotę, gdy okazało się, że 34-latek zmarł w szpitalu, dokładnie dwa dni po tym, jak w jego mieszkaniu pojawiła się policja. Funkcjonariusze zostali wezwani w czwartek po godzinie 16 na interwencję przez pogotowie ratunkowe.

- Na miejscu okazało się, że medyków wezwała kobieta, która w obawie o życie i zdrowie swojego 34-letniego konkubenta poprosiła o pomoc pogotowie z tego względu, że mężczyzna chory na schizofrenię od dłuższego czasu nie przyjmował leków. I miał bardzo duże wahania nastrojów - tłumaczył mł. asp. Kajewski.

Mężczyzna, jak dodał policjant, był apatyczny, nie reagował, natomiast kiedy zorientował się, że będzie musiał opuścić mieszkanie, stał się agresywny.

- Usiłował kopać, uderzyć policjantów, a nawet gryźć. W związku z powyższym policjanci zastosowali wobec niego siłę fizyczną. W chwili, kiedy udało im się ułożyć go na podłodze, założyli mu kajdanki. Mężczyzna nie zmienił swojego zachowania, dalej był agresywny - tłumaczył policjant.

- W pewnym momencie mężczyzna przestał się poruszać. Policjanci natychmiast sprawdzili jego funkcje życiowe i stwierdzili, że mężczyzna nie oddycha. Zdjęli mu kajdanki i razem z obecnymi medykami podjęli czynności ratownicze. Mężczyzna po pewnym czasie odzyskał oddech i wtedy został odwieziony do szpitala - dodał.

Jak twierdzi rodzina i sąsiedzi zmarłego 34-latka, do jego śmierci miała przyczynić się "brutalna interwencja policji". - Tak go skatowała policja w mieszkaniu na balkonie, na drugim piętrze, że wywieźli go już na noszach. Paweł leżał nieprzytomny, pod respiratorem. Wszystko wysiadło. Mózg, wszystko wysiadło - powiedziała Małgorzata, bratowa zmarłego.

W sobotę doszło do starć z policją, rzucano kamieniami. - Gdy na miejscu pojawiła się policja, od razu pojawiły się również okrzyki ze strony mieszkańców. To były ostre okrzyki w kierunku policji np. "mordercy". Policjanci starali się opanować tłum i zachowywać spokojnie - mówiła obecna na miejscu reporterka TVN24 Anna Borkowska-Minko.

Autor: mz,ank,sc,js/popi,tka,rzw

Ważny temat?

Podziel się!

Ważny temat?

Podziel się!

Czekamy na Wasze:

Pozostałe wiadomości

Oddział Rehabilitacji Dziennej w szpitalu dziecięcym w Krakowie-Prokocimiu najprawdopodobniej zostanie zamknięty do końca lutego. Rodzice pacjentów martwią się, że ich dzieci nie dostaną przez to pomocy, której potrzebują. Placówka uspokaja: miejsca znajdą się na oddziale fizjoterapii.

Dziecięcy szpital zamyka oddział, rodzice biją na alarm

Dziecięcy szpital zamyka oddział, rodzice biją na alarm

Źródło:
Kontakt 24 / tvn24.pl

Na śląskiej Drogowej Trasie Średnicowej samochód jechał pod prąd i o mały włos uniknął zderzenia z innym pojazdem. - Najgorsze w tym wszystkim jest to, że on pojechał dalej - opowiada pan Krzysztof, autor nagrania, które otrzymaliśmy na Kontakt24. Policji udało się namierzyć 75-letniego kierowcę.

Znaleźli mężczyznę, który jechał "średnicówką" pod prąd

Znaleźli mężczyznę, który jechał "średnicówką" pod prąd

Źródło:
tvn24.pl

Pożar pustostanu w centrum. Straż pożarna podaje, że w budynku przy Alejach Jerozolimskich spłonęło jedno z pomieszczeń. Nikt nie został poszkodowany.

Pożar pustostanu w Alejach Jerozolimskich

Pożar pustostanu w Alejach Jerozolimskich

Źródło:
tvnwarszawa.pl / Kontakt24

Po sobotnim wypadku na autostradzie A2, w którym zginęły dwie osoby, kierowcy stojący w korku utworzyli korytarz życia. Niektórzy z nich postanowili go wykorzystać i zawrócić, aby uwolnić się z zatoru. Nagranie dokumentujące nieodpowiedzialne zachowanie tych kierowców otrzymaliśmy na Kontakt24.

Kierowcy utworzyli korytarz życia, niektórzy postanowili nim zawrócić

Kierowcy utworzyli korytarz życia, niektórzy postanowili nim zawrócić

Źródło:
Kontakt24, tvnwarszawa.pl

Na Kontakt24 otrzymaliśmy nagrania od internautów, na których uchwycili kierowcę jadącego pod prąd autostradą. Twierdzą, że działo się to na A2 w okolicy Wiskitek, gdzie w sobotę doszło do wypadku. - To była noc, świeciły reflektory innego samochodu i w pewnej chwili samochód wyłonił się zza łuku drogi, a kierowca przed nami zaczął hamować. Żona odbiła w prawo, natychmiast zaczęła hamować i jakimś cudem uniknęliśmy tego zderzenia - relacjonował jeden z mężczyzn, który rozmawiał także z reporterem TVN24.

"Samochód wyłonił się zza łuku drogi. Żona odbiła w prawo i jakimś cudem uniknęliśmy"

"Samochód wyłonił się zza łuku drogi. Żona odbiła w prawo i jakimś cudem uniknęliśmy"

Źródło:
Kontakt24, TVN24

W jednym z zakładów pracy w miejscowości Otrębusy (powiat pruszkowski) doszło do wypadku. Jak informuje policja, w wyniku odniesionych obrażeń zmarła 56-letnia pracownica zakładu.

Tragiczny wypadek podczas pracy. Nie żyje 56-latka

Tragiczny wypadek podczas pracy. Nie żyje 56-latka

Źródło:
tvnwarszawa.pl, Kontakt24

Nocny pożar na warszawskim Grochowie. Paliło się mieszkanie na szóstym piętrze, z którego przed przyjazdem strażaków ewakuowały się trzy osoby. Jedna trafiła do szpitala. Strażacy z płomieni uratowali kota.

Ogień buchał z okna mieszkania. Jedna osoba poszkodowana

Ogień buchał z okna mieszkania. Jedna osoba poszkodowana

Źródło:
Kontakt24, tvnwarszawa.pl

Ciepły koniec stycznia wprowadził przyrodę w błąd. Niektóre zwierzęta i rośliny rozpoczęły już przygotowania do wiosny. Jak jednak wynika z prognoz, zima nie powiedziała ostatniego słowa.

Kwitną krokusy, pojawiają się bazie, a idzie mróz

Kwitną krokusy, pojawiają się bazie, a idzie mróz

Źródło:
tvnmeteo.pl

Poranne utrudnienia na trasie S8 w rejonie miejscowości Puchały. Doszło tam do zderzenia dwóch samochodów ciężarowych. Przed godziną 8 służby całkowicie zablokowały jezdnię w kierunku Warszawy. Trzy godziny później udało się udrożnić przejazd.

Zderzenie ciężarówek na wjeździe do Warszawy. Jedna osoba ranna

Zderzenie ciężarówek na wjeździe do Warszawy. Jedna osoba ranna

Źródło:
tvnwarszawa.pl

Czternaście osób, w tym dwie poważnie, zostało poszkodowanych w zderzeniu autobusu miejskiego z ciągnikiem rolniczym z przyczepą w Gliwicach. Ulica Chorzowska, gdzie doszło do zdarzenia, jest zablokowana.

Zderzenie autobusu miejskiego z ciągnikiem. 14 osób poszkodowanych

Zderzenie autobusu miejskiego z ciągnikiem. 14 osób poszkodowanych

Źródło:
tvn24.pl/PAP

Kierowca samochodu osobowego na łuku drogi wpadł do rzeki w Nowej Rudzie (Dolnośląskie). Okazało się, że był pijany, w organizmie miał dwa promile alkoholu. Zdjęcie z wypadku otrzymaliśmy na Kontakt 24.

Pijany kierowca wjechał do rzeki

Pijany kierowca wjechał do rzeki

Źródło:
Kontakt24

Na Kontakt24 otrzymaliśmy nagranie, na którym widać, jak samochody zawróciły i jadą pod prąd na autostradzie A4 na Opolszczyźnie. Powodem miał być korek po wypadku ciężarówek.

Pod prąd na autostradzie A4. Nagranie

Pod prąd na autostradzie A4. Nagranie

Źródło:
Kontakt24