Formalnie była cisza, ale w sieci huczało. Kto chciał, bez trudu znalazł informację o frekwencji w niedzielnym referendum w Warszawie jeszcze w trakcie jego trwania. Zakaz agitacji świetnie omijali też politycy, którzy swoją aktywność przenieśli do sieci. "Niezła dziecinada. Wszyscy wiedzą o co chodzi, ale oficjalnie nie da się z tym zrobić nic. Więc na co komu cisza wyborcza?" - pytała jedna z internautek. W podobnym tonie wypowiadało się wielu internautów.
Mimo ciszy wyborczej, internet huczał w niedzielę od wieści o frekwencji, która była kluczowa w stołecznym referendum. Zamiast używać wprost sformułowania o liczbie głosujących, pojawiały się wieści, ile zebrano grzybów. Świetnie radzili sobie też politycy, którzy na Twitterze byli wyjątkowo aktywni. CZYTAJ WIĘCEJ
Grzybobranie, w zamyśle warszawskich działaczy PO, miało być alternatywą dla udziału w referendum. Innymi słowy proponowali wizytę za miastem zamiast wizyty przy urnie. Ale to samo słowo stało się kluczowym w czasie ciszy wyborczej. Ciszy, który okazała się jedynie prowizoryczna, na co zwracają uwagę internauci.
"Relikt przeszłości"
"Cisza to przeżytek. I tak co mają głośno powiedzieć zrobią to jeden lub dwa dni wcześniej. Więc szkoda zachodu" - pisze @Marecki. Podobnie uważa @Tomasz. "W dobie mediów społecznościowych nie ma to sensu" - stwierdza.
"Niezła dziecinada. Wszyscy wiedzą o co chodzi, ale oficjalnie nie da się z tym zrobić nic. I to się nie zmieni. Więc na co komu cisza wyborcza? - pisze z kolei @Magdalena. "To prawda, w dobie internetu cisza staje się reliktem przeszłości. Co z tego, że kilka dużych portali nic nie powie, jak i tak toczą się wszędzie dyskusje na ten temat. Według mnie powinna być zniesiona. A na dodatek napiszę tak: jeśli ktoś idzie głosować to powinien czytać program wyborczy, a nie głosować jak nie na jednych to na drugich, albo bo ten wygląda ładnie w telewizji" - twierdzi @Bartłomiej.
Część internautów zwraca uwagę na rozwiązania innych krajów. "W Niemczech nie mają ciszy wyborczej i jakoś dają radę" - zauważ @Rob. "Zrobić tak jak w Stanach. Wytyczyć 50m od punktów wyborczych, gdzie nie może być plakatów i tyle. W samych punktach wyborczych cicho. A tak to trąbić można ile się chce" - proponuje @Matt.
"Dobre prawo i dobry zwyczaj"
Choć większość internautów jest zgodna co do tego, że w dobie internetu cisza wyborcza często jest po prostu fikcją, są i tacy, którzy widzą dobre strony takiego formalnego rozwiązania.
"Jestem również obywatelem innego państwa UE, gdzie nie ma ciszy wyborczej i tam podczas wyborów przed lokalami agitują. Nie wyobrażam sobie tego, że miałabym być atakowana przed lokalem wyborczym w Polsce, bo nie dorośliśmy jeszcze do takich standardów. Więc generalnie to niestety, ale w Polsce cisza wyborcza jest jeszcze potrzebna - chociażby dlatego, żeby nie być atakowanym na ulicy i przed lokalami wyborczymi w dniu wyborów" - pisze internauta o nicku @między. "Wyborcy chcą mieć chwilę spokoju od bełkotu wyborczego" - dodaje @Wiesław. "To nie jest przeżytek, ale dobre prawo i dobry zwyczaj. Cieszy mnie to, że idąc na wybory nikt nie ma prawa nagabywać mnie jako wyborcy po pierwsze abym wziął udział w wyborach, jak również abym zagłosował na taką czy inną opcję. Co ważne, cisza wyborcza w żaden sposób nie wpływa ujemnie na efekt kampanii wyborczej, bo przecież zobaczmy ile czasu mają politycy zarówno na właściwą kampanię wyborczą, jak również na jej przygotowania - jeśli dana opcja polityczna nie umie skutecznie przeprowadzić kampanii wyborczej, to niech taka opcja ma pretensję wyłącznie do siebie, a nie do takiej czy innej instytucji prawa wyborczego (...) - uważa @Patryk. "Mnie się wydaje, że od spokojnego zastanowienia ważniejszym aspektem jest zapewnienie spokoju i niedopuszczanie do awantur i prowokacji, czy prób zastraszania wyborców" - pisze @sceptyk.
Prezydent zostaje
Referendum w Warszawie jest nieważne - poinformowała miejska komisja ds. referendum. Hanna Gronkiewicz-Waltz pozostaje na swoim stanowisku. Frekwencja wyniosła 25,66 proc.
Autor: js/ja