W internecie można kupić "modne" czapeczki z hasłem "Je suis Charlie". W promocji kosztują 69 złotych. "Celem sprzedaży tej czapki nie jest zarobek, a rozprzestrzenienie idei" - podkreśla przedstawiciel firmy. Ale czy to akt solidarności z ofiarami zamachu na redakcję "Charlie Hebdo" czy próba zarobku lub "taniej" reklamy? Informację o "okolicznościowej ofercie" przesłali nam sami producenci na skrzynkę Kontakt 24.
Mała polska firma (jej nazwy nie będziemy podawać) ma w ofercie kilka modeli czapek. Czapki mają modny krój. A przy tym są wyraziste, np. mają daszki w "tygrysie" paski. Większość czapek w internetowym sklepie kosztuje 99 zł i nie ma na nich napisów. Poza właśnie wprowadzonymi do sprzedaży dwoma modelami z hasłem "Je suis Charlie", które są w promocji (do 13 lutego) i kosztują 69 zł.
Firm zapewnia, że jej wszystkie czapki to zupełnie nowa forma na rynku.
Ale dlaczego wykorzystuje hasło "Je suis Charlie"? Jak twierdzi firma: robi to, bo "w obliczu terroru łączymy się solidarnie z ideą sprzeciwu przeciwko fanatycznemu okrucieństwu".
"Cena odzwierciedla wyłącznie poniesione koszty"
Tylko czy to spontaniczny akt solidarności z ofiarami zamachu czy próba zarobku na szoku lub pomysł na "tanią" reklamę? Tym bardziej, że do tragedii w redakcji "Charlie Hebdo" doszło 7 stycznia, czyli trzy tygodnie temu. Postanowiliśmy dopytać producenta o szczegóły tej promocji oraz motywy jej powstania.
- Celem sprzedaży tej czapki nie jest zarobek, a rozprzestrzenienie idei. Cena odzwierciedla wyłącznie poniesione koszty - odpowiedział nam przedstawiciel firmy. - Jest to drogi produkt. Na zachodzie ten wzór czapki jest sprzedawany za ok. 60 euro. U nas za 99 zł, a ta wyjątkowa czapka za jedyne 69 zł - dodał.
Celem sprzedaży tej czapki nie jest zarobek, a rozprzestrzenienie idei. tłumaczy przedstawiciel firmy
Czapka z hasłem "Je suis Charlie" jest - jak argumentuje producent - "takim symbolem solidarności i jasną wiadomością, że nie zgadzamy się na takie rozwiązywanie konfliktów w całej Europie, której częścią jesteśmy".
Hasło nie do celów komercyjnych
Ale Joachim Roncin, twórca hasła "Je suis Charlie", nie chciał, aby ktokolwiek reklamował się tymi słowami. "Żałowałbym użycia hasła do celów komercyjnych" - stwierdził na Twitterze. Próbuje zastrzec swój pomysł. Mimo to na całym świecie pojawiły się produkty inspirowane hasłem. Czapki, koszulki, kubki i breloczki, a nawet domeny internetowe. To wszystko powstało - jak tłumaczono - w odpowiedzi na chęć "wyrażania sprzeciwu".
Na aukcjach internetowych pojawiły się także archiwalne numery magazynu "Charlie Hebdo", osiągające cenę nawet miliona euro.
pic.twitter.com/5hr2brBJQt— joachim (@joachimroncin) styczeń 7, 2015
Powtórka z historii
To już kolejny raz, kiedy tragedia staje się okazją do interesów. Po zamachu w Bostonie w 2013 roku, na aukcjach pojawiły się przedmioty używane przez uczestników maratonu. Wtedy zostały usunięte przed administratorów serwisu z powodu złamania regulaminu.
Czapki z rabatem
Po otrzymaniu pytań z redakcji Kontaktu na profilu firmy w mediach społecznościowych pojawił się komentarz jej przedstawiciela: "Ten się nie myli, kto nic nie robi. Więc po zastanowieniu się nie będziemy mieli problemu z wycofaniem się z naszego pomysłu z przeprosinami - zaznaczam, niechętnie".
Do czasu publikacji tego tekstu czapek z hasłem i w cenie rabatowej nie wycofano z internetowej sprzedaży.
Autor: aolsz,rydz/sk