"W Benghazi wszyscy się cieszą i świętują, bo wiedzą, że miasto jest już wolne" - tak sytuację w jednym w libijskich miast opisywała w rozmowie w TVN24 narzeczona Yazana - Reportera 24, który na bieżąco przesyła nam relacje z kraju ogarniętego walkami.
"Ludzie w Bengazi sami się organizują, sprzątają miasto, bo chcą normalnie żyć. Cały czas pamiętają o Trypolisie. To niepotwierdzone informacje, ale być może będzie jakaś pomoc dla stolicy" - mówiła na antenie TVN24 Aleksandra Piotrowska. Kobieta jest narzeczoną Libijczyka - Yazana, który przebywa w Bengazi i codziennie relacjonuje na stronie Kontakt 24 sytuację w Libii.
Według relacji Aleksandry Piotrowskiej w Bengazi sytuacja jest już całkowicie stabilna. Mieszkańcy sami dbają o bezpieczeństwo i porządek w mieście. "Już nawet niektóre banki są otwierane. Nie na cały dzień, tylko na wyznaczone godziny, ale zawsze" - mówi kobieta.
Nie ma dostępu do mediów i internetu
Mimo że w Bengazi nie toczą się już żadne walki, ludzie - jak mówi kobieta - nadal nie mają dostępu do innej telewizji, niż państwowa. Także dostępu do internetu właściwie nie ma.
"Dostęp do sieci mają tam tylko cztery osoby, które łączą się z nią przez satelitę. Oprócz wyjątków właściwie cała Libia jest odcięta od internetu i mediów" - mówi Piotrowska.
Scenariusza na przyszłość brak
"Yazan ma kontakt z osobami, które są w Trypolisie i niestety tam dzieje się źle. Wczoraj znajomi powiedzieli mu, że gdy skończyła się modlitwa i ludzie wychodzili z meczetu rozpętała się strzelanina. Kolega narzeczonego powiedział, że osobie, która stała obok strzelono w głowę. Opowiadał też, że podjeżdżały karetki, ludzie szli do tych karetek z rannymi, a z pojazdów wyskakiwali najemnicy i strzelali do ludzi" - przekazuje kobieta.
Tłumaczy, że Libijczycy wiedzą, że to najemnicy, bo wielu z zatrzymanych mężczyzn miało przy sobie obce paszporty, np. z Czadu i Nigerii. "Pytałam się narzeczonego co będzie, jeśli uda się obalić reżim Kaddafiego? Odpowiedział mi, że oni jeszcze o tym nie myślą. Na pewno kogoś znajdą, bo przecież nie może być nikogo gorszego od Kaddafiego" - powiedziała Piotrowska.
Przyznaje, że demonstranci liczyli na to, że w piątek nastąpi jakiś przełom. "Myśleli, że piątek będzie takim sądnym dniem, że jak pojawią się media, po piątkowej modlitwie, to stanie się coś konkretnego. Spodziewali się, że stanie się tak jak w Tunezji i Egipcie, kiedy wszystko w zasadzie zakończyło się w piątek. Teraz nie wiedzą co będzie dalej. Kaddafi nie ma już dużego poparcia, ale cały środek kraju jest pod jego rządami" - stwierdza Aleksandra Piotrowska.
"Wojsko jest po ich stronie"
Kobieta opowiada, że według relacji jej narzeczonego w Libii nie ma walki o władzę. - Powstaje grupa wykształconych osób, za którymi może pójść tłum. Nie ma żadnego zbrojnego organizowania się, a wojsko jest po stronie opozycji. Te czołgi i broń, które widzimy na zdjęciach, to ten sprzęt, który pozostawili żołnierze - opowiada Aleksandra Piotrowska.
"Yazan prosił mnie żebym powiedziała, że nie ma żadnej Al-Kaidy. To są pogłoski, które rozpowszechnia Kaddafi żeby przestraszyć ludzi" - mówi Piotrowska i dodaje, że z tego, co wie, piątkowe przemówienie Muammara Kaddafiego na Placu Zielonym było przygotowywane dużo wcześniej. "Ze względu na tę przemowę odbyła się ta masakra po modlitwach. Kaddafi nie chciał pozwolić na to, by podczas jego przemowy było widać, że w Trypolisie są jacyś jego przeciwnicy" - podsumowuje kobieta.
Autor: ktom,aj//ŁUD