"Mówił, że ma informacje, że pomoże, że współczuje. Zebrało się dużo ludzi wokół niego, a on zaczął strzelać. To było coś strasznego, to był koszmar, tego nie da się zobaczyć w żadnym filmie" - relacjonował w rozmowie z reporterem "Faktów" TVN Adrian Pracoń, który sam cudem uniknął śmierci na wyspie Utoya. 32-letni Norweg Anders Behring Breivik zabił tam 86 osób. Informację o 21-letnim Norwegu polskiego pochodzedznia otrzymaliśmy na Kontakt 24.
ZOBACZ PEŁNĄ RELACJĘ ŚWIADKA Z MASAKRY NA UTOYI:
"Dostaliśmy wiadomość przez radio, że był zamach w Oslo, że była bomba. Dowiedziałem się, że przyjedzie policjant, żeby nas chronić i przy nas być" - mówił Adrian Pracoń.
"Celował, krzyczał, że mam umrzeć"
Breivik na wyspie Utoya pojawił się uzbrojony w przebraniu policjanta pod pretekstem ochrony. Na początku zachęcał ludzi, żeby do niego przychodzili. "Mówił, że ma informacje, że pomoże, że współczuje. Zebrało się dużo ludzi wokół niego, a ona zaczął strzelać. To było coś strasznego, to był koszmar, tego nie da się zobaczyć w żadnym filmie" - relacjonował Pracoń.
"Szedł spokojnie i strzelał"
"Przypłynął i zaczął strzelać. Widziałem, że ludzie biegli przede mną i zaczęli padać. Wszyscy zaczęli biec, chować się w namiotach, toaletach, pod prysznicami, w wodzie, a on szedł spokojnie i strzelał. Przełączył karabin na pojedyncze kule, zaglądał do namiotów i strzelał tam - dodał Pracoń.
"Kule pryskały w wodzie na biało i czerwono, jak kogoś trafił"
Sam Pracoń chciał się wtedy schronić w jeziorze Tyrifjorden, na którym leży wyspa Utoya. "Było słuchać, jak kule mijały głowę. Wskoczyłem do wody. Nie zdążyłem się rozebrać, miałem na sobie gumiaki i ciężkie ubranie" - mówił.
Ponieważ czuł, że może się utopić - zawrócił. "Zobaczyłem, że strzela do tych, którzy płynęli. Niektórych trafił. Było widać, jak kule pryskały w wodzie na biało i czerwono, jak kogoś trafił" - relacjonował Pracoń. "Celował we mnie, a ja patrzyłem na niego i błagałem, żeby nie strzelał do mnie. Nie wiem, czy to fakt, że nie chciał zabić jednej osoby, bo może chciał zabijać całe grupy, a może dlatego, że byłem biały, ale odszedł" - mówił.
Po tym, jak uniknął śmierci, Adrian Pracoń schronił się na małej wysepce. - Tam były ubrania i wpakowałem się w nie. Udawałem, że nie żyję. Inni też - mówił.
Autor: dsz/jaś//mkg/mtom