Północnokoreański okręt zaatakował dzisiaj małą wyspę Korei Południowej – jeden żołnierz nie żyje, 13 jest rannych, około 70 domów zajął ogień. Z naszą redakcją skontaktował się student Maciej Grzybowski, który od pięciu lat mieszka w Seulu. "Koreańczycy, z którymi rozmawiałem, są spokojni. Przyzwyczaili się do podobnych incydentów" - donosi Reporter 24.
"Bardzo jestem zaniepokojony tym faktem" – tak swoją relację zaczyna Polak, który znalazł się w centrum wydarzeń. "Dużo moich znajomych w Seulu nie wiedziało na początku, co się tutaj dzieje. Rozmawiałem z moją koleżanką, która była bardzo zdziwiona, potem sprawdziła wiadomości i się o tym dowiedziała".
Maciej mówi, że więcej informacji było dostępnych na zagranicznych stronach, na koreańskie witryny docierały dużo wolniej. "Mam wrażenie, że rząd nie chce nadmiernie martwić ludzi" - tłumaczy.
"Kwestia przyzwyczajenia do podobnych incydentów"
"Rozmawialiśmy z paroma Koreańczykami, między innymi z pracownikami tutejszego uniwersytetu, na którym studiuje bardzo dużo Polaków. Jedna z pracownic uczelni powiedziała nam, że ona się w ogóle tym nie przejmuje i absolutnie nie bierze pod uwagę scenariusza wojny" - relacjonuje Reporter 24.
Polski student próbował wytłumaczyć spokojne przyjęcie wiadomości o ataku przez samych Koreańczyków. "To nie jest kwestia lekceważenia, to jest po prostu przyzwyczajenie do podobnych incydentów, które przez wiele lat miały tutaj miejsce" - tłumaczył Grzybowskiemu jeden z mieszkańców.
"Nie ma co ukrywać, że to jest najpoważniejszy incydent od lat. Po prostu Koreańczycy nauczyli się z tym żyć" - podsumowuje Maciej.
Około 200 Polaków w Seulu
Reporter 24 próbował określić przybliżoną liczbę osób narodowości polskiej, która może aktualnie przebywać w stolicy Korei. "Studenci przyjeżdżają do Seulu na pół roku, roku, głównie po to, żeby podszkolić naukę języka. Wydaje mi się, że może być około 200 Polaków w mieście w tym momencie" - szacuje.
Autor: aj//ŁUD