"A teraz powiedz, że się nie boisz. Że samolot spóźnia się przez śnieżycę w Nowym Jorku - powtarza sobie kilkanaście minut po godz. 14. Chwilę później żona drugiego pilota rejsu z Newark, wisi na słuchawce telefonu. Wykręca numer LOT-u. "Mają lądować" - słyszy. "Wtedy włączam telewizor i widzę jak jego samolot kręci ósemki nad naszym domem. Wiem po co i nie chcę tej wiedzy. Najpierw przypominam sobie, że jutro miałyśmy to ćwiczyć na treningu stewardess. Potem siadam"- mówi reporterowi tvn24.pl Dorota Sołowińska-Szwarc - żona Jerzego Szwarca drugiego pilota z Boeinga 767, który we wtorek awaryjnie lądował na lotnisku Warszawa-Okęcie.
„Też latam, więc wiedziałam, jakie są tego wszystkie możliwe konsekwencje” (kłopotów z lądowaniem – przyp. red.) Biegałam po znajomych i prosiłam o jakieś środki uspokajające, ale wszyscy wyjechali na święta. Z mężem rozmawiałam dopiero jakąś godzinę po wylądowaniu. W samolocie musiał mieć wyłączony telefon. Bardzo to przeżywałam, jestem zdenerwowana, ale szczęśliwa” - mówi żona pilota.
"Już po wszystkim, jestem szczęśliwy" - to były pierwsze słowa kapitana Szwarca do żony po tym jak załoga posadziła maszynę na pasie startowym warszawskiego lotniska. "Chyba jakoś tak. Ale trochę kazał mi na nie poczekać. Jego telefon długo nie działał, usłyszeliśmy się dopiero godzinę po tym, jak wylądowali" – opowiadała Dorota Sołowińska-Szwarc. Czytaj wiecej
Autor: mmt/jaś