"Poranek jest spokojny, bo ludzie do późnej nocy walczyli z policją. Wczoraj po godzinie 21 byłam świadkiem, jak wszyscy ludzie z mojej dzielnicy z okien uderzali w garnki i krzyczeli: Erdogan zrezygnuj" - mówiła Polka mieszkająca w Turcji o zamieszkach, które z demonstracji przeciw wycince kilkunastu drzew przerodziły się w niewidziany od lat wybuch antyrządowych protestów.
"Poranek jest spokojny, bo ludzie do późnej nocy walczyli z policją. Teraz nic się nie dzieje" - mówiła w poniedziałek rano na antenie TVN24 pani Marta Iwińska, Polka mieszkająca w Turcji.
Jak powiedziała, niedziela była drugim dniem tak poważnych zamieszek. "Wszystko z centrum przeniosło się na inną dzielnicę Stambułu. Przez dwie ostatnie noce działo się bardzo źle. Tłum nie wydaje się mniejszy. Wreszcie odezwał się premier kraju, który znowu wszystkich zdenerwował swoją wypowiedzią i ludzie są poirytowani tym, co się dzieje" - tłumaczyła Polka. "Wczoraj po godzinie 21 byłam świadkiem, jak wszyscy ludzie z mojej dzielnicy z okien uderzali w garnki i krzyczeli: Erdogan zrezygnuj! Ludzie chcą odwołać rząd. Takie wykrzykują hasła" - relacjonowała pani Marta dodając, że rząd nie komunikuje się ze społeczeństwem.
Społecznościowy zryw
Iskrą do wybuchu niezadowolenia był z pozoru niewinny protest przeciwko wycięciu drzew przez deweloperów, którzy chcą zbudować centrum handlowe na terenie parku w pobliżu placu Taksim w Stambule. Policja posłużyła się do rozproszenia spokojnych demonstrantów pałkami, gazem łzawiącym i armatkami wodnymi, co wywołało falę oburzenia. Co najmniej sto osób zostało wówczas rannych.
Protest przerodził się w demonstrację przeciwko umiarkowanie islamistycznej Partii Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP) premiera Erdogana, która rządzi już trzecią kadencję. Relatywnie pokojowe protesty sprzed weekendu odeszły już jednak w przeszłość. Teraz na ulicach Stambułu i kilku innych największych miast mają miejsca regularne zamieszki.
Na ulice wychodzą teraz głównie tysiące młodych Turków z klasy średniej, którzy mają dość forsowania konserwatywnych praw przez bardzo religijnego premiera Recepa Erdogana. W opinii protestujących władza jest pełna buty i stopniowo odbiera obywatelom ich prawa, ingerując w ich życie.
Starcia z policją
W noc z niedzieli na poniedziałek gwałtowne starcia miały miejsce w dzielnicy Beskitas w Stambule, a mniej intensywne m.in. w Ankarze i Izmirze.
W Stambule protestujący wznosili na ulicach barykady i ścierali się z policją, która korzysta z gazu łzawiącego, armatek wodnych i pałek. Najwięcej ludzi zgromadziło się w niedzielę wieczorem przed niedawno zamkniętym stadionem Beskitas. Tłumy starały się też dostać do pobliskiej siedziby premiera, korzystając między innymi z koparki, jako tarana, którym chcieli pokonać policyjne barykady.
Według Tureckiego Stowarzyszenia Lekarzy od piątku w samym Istambule do szpitali trafiło 484 osób rannych w zamieszkach. W całym kraju aresztowano ponad 1,7 tysiąca osób.
Autor: js/mj