- Nagle było słychać ogromny wybuch. Po chwili na miejscu pojawiły się służby - relacjonował Polak, który pracował niedaleko miejsca katastrofy śmigłowca w południowo-zachodniej Norwegii. Maszyna z 13 osobami na pokładzie rozbiła się na niewielkiej wyspie Turoy w pobliżu Bergen.
Maszyna wracała z platformy wiertniczej Gullfaks B koncernu Statoil na Morzu Norweskim. Pan Arkadiusz, autor zdjęcia, w momencie katastrofy śmigłowca pracował na wyspie - trzy kilometry dalej. - W pewnym momencie usłyszałem ogromny wybuch i pobiegłem sprawdzić, co się stało - relacjonował.
Za chwilę pojawiło się pełno policji i straży. Przyleciały helikoptery, które zaczęły gasić pożar z powietrza Arkadiusz
Jak opowiadał, "nagle pojawił się ogromny czarny dym". - Za chwilę pojawiło się pełno policji i straży. Przyleciały helikoptery, które zaczęły gasić pożar z powietrza - mówił pan Arkadiusz.
Inni świadkowie w rozmowie z norweską telewizją przyznali, że widzieli kilka osób unoszących się na wodzie obok brzegu.
Uznaliśmy za martwych wszystkich pasażerów śmigłowca - poinformowała norweska policja.
Autor: ank//tka