MATERIAŁ INTERNAUTY
Aktualizacja:

" Twoje serce dla dzieci z Filipin " dotarło na wyspę Pamilacan druga część darów rozdana

  • Materiał wykorzystany na antenie TVN24 BiS
    Materiał wykorzystany na antenie TVN24 BiS

    Widoczny na TVN24 BiS

    Materiał wykorzystany na antenie TVN24 BiS

  • Materiał wykorzystany na antenie TVN24 BiS
    Materiał wykorzystany na antenie TVN24 BiS

    Widoczny na TVN24 BiS

    Materiał wykorzystany na antenie TVN24 BiS

Na plaży, przy bungalow, w którym notabene mieszkałem rok temu, biegały i bawiły się dzieci, niektóre z nich kąpały się , a na mój widok śmiały się, coś tam do mnie mówiąc. Zapewne część z nich wiedziała o akcji „Twoje serce dla dzieci z Filipin”. Przy plaży przywitała mnie Eliza, żona Enasa, przesympatyczna kobieta i cudowna kucharka, brakowało tylko na powitanie staropolskim zwyczajem chleba i soli, ale o tym opowiem nieco później. Wreszcie rozpakowałem się wziąłem prysznic, po czym już pod drzwiami czekał na mnie wesoła gromadka dzieci, każdy się przedstawił i padło pytanie „A co nam przywiozłeś?”, kocham taką dziecięcą szczerość, której tak nagminnie brakuje dorosłym, stąd tyle problemów w relacjach międzyludzkich. Przybyłem na Pamilacan w Wielką Sobotę, postanowiłem rozdać dary we wtorek , ponieważ niektóre dzieci wrócą ze świat dopiero w niedzielę.

 

 

 

 

 

 

Wtorek

Nie pospałem zbyt długo, dzieci już od ósmej zerkały przez okno i dopytywały kiedy rozdam dary z Polski, zjadłem syte śniadanie, był omlet, ryż, jakaś konserwa z wołowiny, dwa banany i mango.

Enas z Elizą rozstawili na plaży dwa stoły, przykryte zielonym obrusami, położyłem na stole flagę mojej Bydgoszczy;  mur z blankami z bramą i trzema basztami wszystko spowite w barwach  mojego miasta czyli, białym, czerwonym i błękitnym, a obok łopotały na  minimalnym wietrze dwie flagi z polskim godłem, jedna zeszłoroczna i druga, którą przywiozłem tym razem. Przy tak przygotowanym stanowisku przystąpiłem do rozdawania darów z Polski, dzieci przybywało coraz więcej, na pomoc przybyła mama Jojo, nauczycielka ze szkoły na wyspie.  Ta miła pani opowiedziała dzieciom, że te wszystkie rzeczy zebrały dzieci z polskich szkół, przedszkoli oraz przygotowały świąteczne kartki. 

Musiałem użyć gwizdka, żeby poskromić tę dziecięcą gawiedź, wtedy uformowała się regularna kolejka do mojego stanowiska.   Na pierwszy ogień poszły kartki, prawdziwe, z zajączkami, jajkami, co zrobiło ogromne wrażenie, bowiem tutaj nie ma zajęcy  i pisanek też, są jajka tzw. balut,  dwutygodniowe kurze jajka.  Dziewczynki cieszyły  się z gumek do włosów, małych lalek, zaś chłopcy tradycyjnie z samochodzików. Każdy coś dostał, i każdy był szczęśliwy. farby, kredki, koszulki, ołówki, buty, piłki plażowe.

Rozdając prezenty zauważyłem różnice pomiędzy dziećmi z grobowców  na Cmentarzu  Północnym, a tymi z wyspy, a mianowicie, dzieci z Manili, pozbawione możliwości uczęszczania do szkoły, trochę nieprzystosowane, zapomniane przez system edukacji,  wręcz wyrywały sobie te rzeczy, zaś te grzecznie stały  czekały na swoją kolej.   

Po tak pracowitym poranku, zasłużyłem na wielogodzinną siestę   pod palmami i faktycznie „oprócz błękitnego nieba nic mi dzisiaj nie potrzeba”, to jest magia muzyki i natury.